Dwa dni temu lotnisko Suvarnabhumi opuścili antyrządowi demonstranci. Dlatego w piątek rano rzeczniczka portu mogła dumnie ogłosić: "Lot linii Thai Airways TG971 do Moskwy oficjalnie wznowił pełną i płynną pracę lotniska. Wszyscy pracownicy są zadowoleni, że wrócili do pracy".

Reklama

Ale podróżni mają trochę mniej powodów do radości. Nie wszystkie linie lotnicze w pełni wznowiły loty. Wciąż odwoływane są połączenia, a zaplanowane rejsy są przeładowane. Niektórym podróżnym powiedziano, że nawet do tygodnia mogą czekać na miejsce w samolocie.

>>>Polacy uwięzieni w Tajlandii

Jednak koczujących podróżnych jest coraz mniej. A było ich naprawdę dużo. Z powodu zablokowania dwóch lotnisk w Bangkoku - międzynarodowego Suvarnabhumi i krajowego Don Muang, w mieście uwięziono ponad 300 tysięcy ludzi. Większość stanowili zachodni turyści, którzy albo mieli szczęście i znaleźli miejsce w hotelu, albo koczowali na lotniskach i dworcach.

Demonstranci z opozycyjnego Ludowego Sojuszu na rzecz Demokracji (PAD) zajęli pierwsze lotnisko w zeszły wtorek, drugie - dwa dni później. Zakończyli antyrządowe protesty i blokadę portów dopiero po rozwiązaniu rządzącej Partii Władzy Ludu (PWL) oraz dwóch partii koalicyjnych i uznaniu ich przez Trybunał Konstytucyjny za winne oszustw wyborczych. Obowiązków szefa rządu nie pełni już skompromitowany Somchai Wongsawat. Zastąpił go Chavarat Charnvirakul.