Gorzkie i ostre jednocześnie słowa premiera padły dziesięć dni po zamachach, w których śmierć poniosło ponad 170 osób. Delhi nadal oskarża swoich sąsiadów o pomoc dla terrorystów. Ale choć stosunki między dwoma krajami są bardzo napięte, to Indie nie oskarżają bezpośrednio władz Pakistanu o atak.
>>>Terroryści nadal zagrażają Bombajowi
Dehli jest jednak przekonane, że Islamabad jest przynajmniej pośrednio winny. Terroryści pochodzili z Pakistanu. "Times of India", powołując się na źródła wywiadowcze, pisze, że śledczy znają nazwiska szkoleniowców islamskich terrorystów oraz wiedzą, gdzie takie szkolenia się odbywały. Wszystko wskazuje na to, że terrorystycznego rzemiosła nauczyli napastników wojskowi bądź agenci pakistańskiej agencji wywiadowczej (ISI).
Obciążające dla pakistańskiej armii są też zeznania jedynego złapanego terrorysty - Adżmala Amira Kasaba. Według "Mail Today" powiedział on śledczym, że w ciągu półtora roku brał udział w czterech szkoleniach w Pakistanie.
>>>USA mediują, by nie było wojny
Według władz z Delhi cywilny rząd w Pakistanie nie miał jednak pojęcia o zamachu. Plan przygotowali wojskowi, którzy chcieli wykorzystać zamieszki do pokazania, że władze sobie nie radzą, a potem przeprowadzić zamach stanu i wrócić do rządów.
Tymczasem w trakcie przesłuchania Kasab przyznał, że jest członkiem Lashkar-e-Taiba (Armii Pobożnych). To organizacja dżihadystów, utworzona z inspiracji pakistańskiego wywiadu do walki z indyjskimi siłami bezpieczeństwa w kontrolowanej przez Indie części Kaszmiru. Wywiad pakistański już dawno stracił nad nią kontrolę.