- Były chwile, gdy nie miałem już sił i nieśli mnie na noszach. Zamykasz wtedy oczy i widzisz w myślach swojego synka - przyznał Serhij, żołnierz piechoty morskiej uczestniczący w walkach z rosyjskimi wojskami w Mariupolskim Kombinacie Metalurgicznym.

Reklama

Bohaterowie reportażu powrócili na Ukrainę 29 czerwca w ramach jednej z największych dotychczas wymian jeńców z Rosją, przeprowadzonej w obwodzie zaporoskim. Z niewoli zwolniono wówczas 144 ukraińskich wojskowych. Obecnie żołnierze przebywają w szpitalach na południu kraju.

"Tempo walk było szaleńcze"

- Widzieliście, jak wyglądała sytuacja. Nie sposób ubrać tego w słowa, tempo walk było szaleńcze. Musieliśmy wszystkim oszczędnie gospodarować - amunicją, żywnością. Nie mieliśmy nawet możliwości uzupełnienia zapasów. Centrala wiedziała i kontrolowała wszystko, ale my wiedzieliśmy tylko to, co działo się na naszym terenie. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że musimy wytrzymać i znajdujemy się w warunkach całkowitej blokady. Jeśli byśmy się poddali, to wystawilibyśmy tam wszystkich pozostałych kolegów. Po prostu poświęciliśmy wszelkie nasze siły - wspominał Serhij, odnosząc się do walk w oblężonym Mariupolu.

Ukraiński żołnierz był pełen podziwu dla medyków pracujących w ekstremalnych okolicznościach. - W bunkrze w mariupolskim kombinacie (...) wypełniali swoje zadania nawet w tak spartańskich warunkach. Operowali, przeprowadzali amputacje - podkreślił wojskowy.

Według Serhija po ewakuacji garnizonu z Mariupola na obszar samozwańczej, kontrolowanej przez Moskwę Donieckiej Republiki Ludowej (DRL) rosyjskie wojska próbowały przekonywać Ukraińców, że władze w Kijowie zapomniały o swoich obrońcach. Powrót z niewoli do domu wydawał się wówczas mało prawdopodobny.

Reklama

"Mówili nam, że Ukraina nas porzuciła"

- Kiedy w obozie w DRL sprawdzano listy z nazwiskami i staliśmy pod ścianą, mówiono nam, że Ukraina nas porzuciła i nikt nas stamtąd nie zabierze. Rozumieliśmy jednak, że to prowokacja. Wiedzieliśmy, że Ukraina stara się jak może, by wywieźć nas do kraju. Gdy nastąpiła wymiana jeńców i posadzono nas do autokaru, do końca nie wierzyłem, że dojedziemy. Myśleliśmy, że autokar zaraz zawróci i ruszymy w przeciwnym kierunku - relacjonował bohater reportażu.

- 6 kwietnia oberwałem kulą w nogę. Nie było możliwości, by trafić do szpitala i w efekcie straciłem kończynę. 16 kwietnia przeszedłem amputację, a (...) 17 maja wzięli nas do rosyjskiej niewoli. Nasi chirurdzy są bohaterami, są najlepsi. Przeprowadzać operacje przez 30 godzin w takich warunkach... Pracowali praktycznie bez wytchnienia - przyznał Petro, który walczył w Mariupolu w fabryce Azowstal.

Jak dodał, cywile ukrywający się w Azowstalu bardzo dobrze odnosili się do ukraińskich żołnierzy i stale ich wspierali. - Karmili nas, przynosili nam mleko. Wiem, że wszyscy cywile wyszli stamtąd cali - poinformował Petro, deklarując, że chciałby wrócić do służby w wojsku. Przeciwnego zdania są jednak jego matka i żona.

- Musimy stworzyć jeden ośrodek dla żołnierzy i ich rodzin, aby zapewnić im wszelką niezbędną pomoc: psychologiczną, medyczną, informacyjną - podkreślił szef władz obwodu zaporoskiego Ołeksandr Staruch, cytowany przez Ukrinform.

Jak przekazał ukraiński wywiad wojskowy (HUR), wśród 144 jeńców, którzy 29 czerwca powrócili do ojczyzny, było 95 obrońców zakładów Azowstal w Mariupolu. Najmłodszy uwolniony miał 19 lat, najstarszy 65. Ministerstwo obrony Ukrainy powiadomiło, że w ramach wymiany do kraju przybyło 43 żołnierzy pułku Azow.