Koczewenko, oficer 95. brygady Ukraińskich Sił Zbrojnych, awansował od szeregowego, którym był w 2014 roku, do dowódcy. W styczniu br. roku znów wrócił do służby, bowiem było dla niego jasne, że Rosja szykuje się do wojny - pisze ukraińska redakcja Głosu Ameryki (VoA). Wywiad ukazał się w piątek; omówienie opublikowała w sobotę agencja UNIAN.
Podczas pierwszych tygodni wojny mówiono, że +blitzkrieg+ się Rosji nie uda i że się ona rozsypie. Widzimy, że tak się nie stało. Ja mówiłem już wtedy, że reżimy autorytarne zawsze mają dobre środki mobilizacji, bo mają mechanizm przymusu, który pozwala wyciskać ostatnie soki ze swojego narodu i swojego kraju - powiedział Koczewenko. Argumentuje następnie, że nie należy oczekiwać, że Rosjanie poddadzą się tylko dlatego, że nie udało im się za pierwszym razem. Władze Rosji są gotowe - według słów wojskowego - pognać na rzeź jeszcze tysiące swych obywateli, tak jak gnają teraz mieszkańców okupowanego Doniecka i Ługańska.
"Ukraińców nie można zatrzymać brakiem uzbrojenia"
Wojskowy wyraża przekonanie, że Ukraińców nie można zatrzymać brakiem uzbrojenia i są oni gotowi walczyć w jakikolwiek sposób. Przyznaje jednak, że od dostaw uzbrojenia i od pomocy zależą zdolności bojowe i to, na ile skutecznie można atakować wroga. Bronimy teraz nie Ukrainy, ale całego wolnego świata. (...). Jeśli oni (kraje zachodnie-PAP) chcą, by zakończyło się to szybciej, a zło nie zwyciężyło, to powinni teraz skierować wszystkie wysiłki na to, by nas wesprzeć - powiedział Koczewenko.