W 2009 r. amerykański deficyt wyniesie 1,3 bln dol. W ciągu czterech lat Obama chce zredukować go do 533 mld. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, dziura budżetowa, która obecnie wynosi 9,2 proc. PKB - najwięcej od zakończenia II wojny światowej - nie powinna przekraczać 3 proc. Kluczem mają być obcięcie wydatków na działania wojenne w Iraku, podniesienie podatków dla najbogatszych Amerykanów oraz usprawnienie administracji rządowej.
Biały Dom podkreśla, że do redukcji wystarczy spełnienie obietnic z kampanii wyborczej. Prezydent ma zamiar wycofać w ciągu 16 miesięcy większość żołnierzy służących w Iraku. Z kolei już w 2010 r. wygasną ulgi podatkowe dla najbogatszych Amerykanów wprowadzone przez prezydenta George’a W. Busha. Oznacza to, że ci, którzy zarabiają ponad 250 tys. dol. rocznie, będą musieli oddać fiskusowi niemal 40 proc. swoich zysków. Nowa administracja ma również zamiar ciąć wydatki na administrację i rezygnować z nieskutecznych programów rządowych.
Jutro Barack Obama ma przedstawić główne założenia polityki budżetowej na zaczynający się w październiku rok podatkowy 2010. We wtorek, podczas swojego pierwszego wystąpienia na Kapitolu, będzie przekonywał do swojej polityki makroekonomicznej kongresmenów. Jeszcze w tym tygodniu projekt powinien oficjalnie trafić do rąk Kongresu.
W sobotnim przemówieniu radiowym prezydent przekonywał Amerykanów, że jego pierwszy budżet jest realistyczny i wprowadza tak bardzo potrzebną dyscyplinę podatkową. "Nie możemy generować stałego wzrostu, jeśli nie zaczniemy kontrolować naszego deficytu" - mówił.
Biały Dom najwyraźniej nie chce tracić czasu. Projekt budżetu trafi do Kongresu niecały tydzień po tym, jak podpisana została ustawa o blisko 800-miliardowym pakiecie pomocowym dla amerykańskiej gospodarki.