Nie milkną echa tragicznego ataku amerykańskich bombowców na wioskę Sziwan w zachodnim Afganistanie. Jego celem byli talibowie, którzy ostrzelali miejscowy posterunek. Ale gdy bombowce odleciały, wioska była w gruzach. Według Afgańczyków zginęło 150 osób.
Amerykanie najpierw wypierali się odpowiedzialności. Potem przyznali, że cywile byli ofiarami także ich bomb. Ale w większości mieli oni zginąć od ostrzału talibów. Armia twierdzi też, że liczby podawane przez Afgańczyków są "znacznie przeszadzone".
>>>Afgańczycy: Śmierć Amerykanom!
W niedzielę gen. David Petraeus, szef dowództwa US Army stwierdził, że do strat cywilnych doszło, bo talibowie strzelali do Amerykanów, chroniąc się we wiosce. Jednak nawet ponad 100 ofiar nie uzasadnia zmiany taktyki i rezygnacji z nalotów. Tego domaga się afgański prezydent Hamid Karzaj. "Nie możemy walczyć z jedną reką skrępowaną za plecami" - odpowiada mu Petraeus.
Obiecał, że w sprawie masakry zostanie przeprowadzone szczegółowe śledztwo. Tymczasem lokalni lekarze oskarżyli US Army o użycie w ataku białego fosforu. To substancja używana na polu walki do jego oświetlania, bądź tworzenia ekranów dymnych. W kontakcie z powietrzem zapala się. Jest zakazana jako broń, wywołuje bowiem ciężkie poparzenia i pożary. O używanie amunicji z białym fosforem oskarżano między innymi armię Izraela po ostatniej operacji w Strefie Gazy.
"Myślę, że poparzenia rannych to wynik użycia bomb chemicznych. Gdyby winne były pożary budynków, oparzenia wyglądałyby inaczej" - mówi dr Mohammad Aref Dżalali, szef lokalnego szpitala w dystrykcie Farah. Oparzenia widzieli też już przedstawiciele ONZ i afgańskiej Niezależnej Komisji Praw Człowieka. Obie organizacje zapowiedziałydochodzenie w tej sprawie.
Amerykanie stanowczo odpierają te zarzuty. Ale eksperci, tacy jak Marc Garlasco z Human Rights Watch, twierdzą, że siły USA i NATO często używają w Afganistanie białego fosforu. Służy głównie do tworzenia ekranów dymnych w czasie potyczek z talibami.