Po tym, jak największe zakłady w rejonie miasteczka Aberdeen w stanie Waszyngton zostały zamknięte, przemysł przestał zużywać wodę z rzeki. Miliony litrów wody spokojnie spływają do morza. Właśnie ta słodka woda to dla Kataru skarb, za który otoczony morzem pustynny emirat gotów jest zapłacić. I to słono. Ale miejscowi nie chcą słyszeć o oddawaniu Arabom "ich" wody.
"To nasza woda". "My robimy dla Bliskiego Wschodu tak dużo, a oni dla nas nic" - mówią spotkani na ulicy mieszkańcy Aberdeen.
p
A przecież sprzedaż tryskającej za darmo wody to dla borykającego się z wysokim bezrobociem regionu zastrzyk pieniędzy. Ale wątpliwości mają nawet lokalne władze.
"Chętnie bym sprzedał tę wodę, ale nie wiem, czy akurat Katarowi. A najbardziej chciałbym, żeby była wykorzystywana przez działające i rozbudowujące się zakłady i fabryki tu, na miejscu" - mówi burmistrz Aberdeen, Bill Simpson. Ale nawet gdyby chciał dobić targu z emirem Kataru, stanowe prawo nie pozwala na eksport wody.
W dalekim stanie Waszyngton problemy zasobnego w ropę, lecz pustynnego emiratu są ludziom obce. W równie dalekim mieście Doha, stolicy Kataru, emir Hamad ibn Chalifa as-Sani będzie musiał poszukać innego miejsca, którego mieszkańcy zobaczą w sprzedaży wody szansę na dobry biznes.