Nie mamy wyboru, musimy wejść do Gazy - miał powiedzieć izraelski premier Benjamin Netanjahu w jednej z pierwszych rozmów z prezydentem USA Joe Bidenem po zamachach Hamasu. Od tej pory świat z napięciem i niepokojem czeka na lądową inwazję enklawy zamieszkałej przez ponad 2 miliony Palestyńczyków.

Reklama

Jak mówi PAP Philip Wasielewski, anlityk think-tanku FPRI, a w przeszłości oficer Korpusu Piechoty Morskiej i CIA, Netanjahu prawdopodobnie ma racje, że lądowa operacja jest nieunikniona, biorąc pod uwagę szokujący wymiar ataku Hamasu. Jak jednak dodaje, nieuniknione są też znaczne straty.

Reklama

"To będzie bardzo krwawe"

Nie ma co się oszukiwać, to będzie bardzo krwawe i bardzo paskudne ze względu na psychologiczny efekt tych ataków terrorystycznych przeciwko cywilom. To nie będzie sterylna operacja - mówi ekspert. Jak ocenia, Izrael ma przed sobą do wyboru dwie opcje, jeśli zdecyduje się na wkroczenie do Gazy: ekspedycję karną lub misję okupacyjną, przeciwko której publicznie ostrzegał Izrael prezydent Joe Biden.

Ta pierwsza opcja polegałaby na wejściu i spowodowaniu maksymalnych zniszczeń dla Hamasu: na próbie zabicia tak wielu bojowników, jak to możliwe, na szukaniu tak wielu rakiet i obiektów infrastruktury, na zniszczeniu tunelów. Następnie spodziewałbym się, że być może zrównają z ziemią wszystko w odległości kilometra-dwóch od granicy i zrobią z tego terenu strefę buforową, strefę no-go - mówi Wasielewski. Jak dodaje, druga z opcji - ponowna okupacja Gazy, z której Izrael wyszedł w 2005 r. - wydaje się mało prawdopodobna.

Reklama

Nie bez powodu [ówczesny premier Ariel] Szaron zdecydował o opuszczeniu Gazy - bo pozostanie oznacza stałe ponoszenie strat, stałą wojnę partyzancką, która trwałaby tak długo, jak byłyby tam izraelskie wojska - mówi analityk.

"To najcięższy rodzaj wojny"

Jednak i pierwsza opcja będzie wiązać się z wielką liczbą ofiar. Walki miejskie to najcięższy rodzaj wojny, zwłaszcza w tak gęsto zabudowanym i zaludnionym terenie. Tam obrońca ma zwykle przewagę, a w tym wypadku mamy do czynienia z bardzo fanatycznym i nieustępliwym obrońcą - zaznacza. Jego zdaniem, wojska Izraela - które mają doświadczenie w takiej walce, a także potężną przewagę w artylerii, dominację w powietrzu oraz czołgi - będą w stanie z czasem zdegradować Hamas w Gazie. Ocenia przy tym, że czynnikiem ograniczającym będzie nie liczba ofiar cywilnych po stronie palestyńskiej, ale straty własnych żołnierzy, które będą poważne.

Co zrobi Hezbollah?

Zdaniem Wasielewskiego, Izrael ma przed sobą podwójnie trudną sytuację, bo z jednej strony swoją mocną odpowiedzią chce odebrać Palestyńczykom wolę oporu, jednak z drugiej będzie się to wiązało z jeszcze większą międzynarodową presją i utratą poparcia opinii publicznej. Ryzykiem jest też możliwe otwarcie drugiego frontu na północy przez libański Hezbollah, co oznaczałoby poważną eskalację wojny, bo szyicka bojówka dysponuje znacznymi siłami i uzbrojeniem z Iranu.

Myślę, że Izrael ma wystarczające siły, by dać sobie radę w walce na dwa fronty. Nie sądzę, by weszli do południowego Libanu, ale z pewnością mogą wyrządzić wiele szkód za pomocą artylerii i lotnictwa. Hezbollah może wystrzelić tysiące rakiet na Izrael, ale pojawiłyby się pytania: +co my z tego mamy?+. Będziemy musieli poczekać i zobaczyć - mówi ekspert.

Z Waszyngtonu Oskar Górzyński