Gdy Władimir Putin został premierem w 1999 roku, mianował Dmitrija Kozaka szefem kancelarii. W 2007 roku powierzył mu nadzór nad przygotowaniami do igrzysk olimpijskich w Soczi, a po aneksji Krymu Kozak zajął się integrowaniem półwyspu z Rosją.
Teraz jednak znaczna część jego władzy i uprawnień została przekazana innemu dygnitarzowi, byłemu premierowi Siergiejowi Kirijence, który jest pierwszym zastępcą szefa administracji rosyjskiego przywódcy - przypomina "NYT".
Putin pozbył się zaufanego człowieka, bo skrytykował wojnę w Ukrainie
Powołując się na źródła rosyjskie i zachodnie, "NYT" pisze, że Kozak stracił swą pozycję, ponieważ skrytykował w prywatnej rozmowie wojnę przeciw Ukrainie. Miał też powiedzieć swoim współpracownikom, że rekomendował Putinowi zaprzestanie walk i podjęcie negocjacji pokojowych, a także skupienie się na reformach w kraju.
Według przedstawicieli Kremla Kozak ostrzegał też otwarcie, że inwazja na Ukrainę będzie miała dramatyczne konsekwencje.
We wrześniu 2022 roku Reuters poinformował, że na początku rosyjskiej inwazji Kozak, który koordynował wówczas politykę wobec Ukrainy, poinformował Putina, że zawarł wstępne porozumienie z Kijowem i rekomendował podpisanie go. Jednak Putin uznał, że umowa nie przewiduje wystarczających ustępstw, skoro celem Rosji jest aneksja dużych obszarów Ukrainy.
Władimir Putin tropi wrogów. Na rosyjskie elity padł blady strach
Teraz "Putin jest otoczony ludźmi, którzy wyłącznie podsycają jego twarde żądania dotyczące Ukrainy", zaś takie frustracje, jakim wyraz dał Kozak, podziela tylko część rosyjskich elit - ocenia "NYT". Mimo odsunięcia go od najważniejszych obowiązków, Kozak ma nadal pewien dostęp do Putina, co wynika raczej z faktu, że rosyjski dyktator jest lojalny wobec swoich najstarszych stażem doradców - uważają rozmówcy dziennika.
Na łamach magazynu "Foreign Affairs" Michaił Zygar, były redaktor naczelny niezależnego rosyjskojęzycznego kanału telewizyjnego Dożd i rosyjski dziennikarz opozycyjny napisał, że choć tuż po wybuchu wojny przeciw Ukrainie rosyjskie elity uznały, że "ich dotychczasowe życie się skończyło", to z czasem doszły do wniosku, że inwazję należy popierać, albo przynajmniej tolerować.
Wielu z tych ludzi uważa, że kwestionowanie decyzji Putina nie ma sensu, bo on i tak nie zatrzyma się, dopóki nie wygra tej wojny. Inni sądzą wręcz, że jest to dla dyktatora dopiero początek konfrontacji z Zachodem - ważniejszej dla Putina niż podbicie Ukrainy.
"Uważają dziś, że Rosja zwycięża". Putin nie jest już poddawany presji
Inni członkowie rosyjskich elit popierają wojnę, bo represje wobec wszelkich przejawów niezgody na politykę Kremla stały się bardziej drastyczne - wyjaśnia Zygar.
"Ale najważniejszym chyba powodem, dla którego zmienili zdanie, jest to, że zaczęli inaczej patrzyć na tę wojnę. Uważają dziś bowiem, że Rosja zwycięża" - podkreśla autor. Przytacza też rozmowę z rosyjskim oligarchą, który powiedział mu: "Musimy wygrać tę wojnę. W przeciwnym wypadku (Zachód - przyp. red.) nie da nam żyć. I oczywiście Rosja się rozpadnie".
Zygar ocenia, że wojna zjednoczyła teraz rosyjskie elity, których członkowie wiedzą, że na Zachodzie nie są mile widziani i "postrzegają Putina jako jedyną nadzieję na dobre życie". A zatem - kontynuuje autor - w kwestii wojny przeciw Ukrainie Putin nie jest już poddawany prawie żadnej presji.
Magazyn "Foreign Policy" stawia tezę, że od słynnego wystąpienia Putina na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa w 2007 roku, kiedy to rosyjski przywódca wyartykułował swoje żale i pretensje do Zachodu, narrację dyktatora, zbudowaną na urazach i resentymencie, przejęły rosyjskie elity.
"Ten resentyment jest emocjonalnym spoiwem, które rosyjskie elity dzielą z opinią publiczną" - ocenia "FP".
W wystąpieniu na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa Putina zaatakował państwa zachodnie, USA i NATO, oskarżając przy tym Sojusz o to, że naruszył jego zdaniem gwarancje udzielone Moskwie po zakończeniu zimnej wojny poprzez rozmieszczanie baz wojskowych coraz bliżej granic Rosji.