W sobotnim wywiadzie dla telewizji RAI szef włoskiego rządu, który kierował także gabinetem 10 lat temu, podkreślił: "Oglądałem tak jak inni w telewizji to, co się stało; zacząłem płakać i nie mogłem przestać".
Berlusconi przywołał to, co powiedział w przemówieniu w Kongresie Stanów Zjednoczonych w 2006 roku: "Mówiłem wtedy, że przed atakami z 11 września państwa zachodnie żyły w absolutnej pewności co do własnego bezpieczeństwa; żyły w pewności, że nic, zwłaszcza po upadku Muru Berlińskiego, nie mogłoby ingerować w ich życie obywatelskie i demokratyczne".
"W 2001 roku, tuż po rozpoczęciu pracy przez mój drugi rząd przewodniczyłem szczytowi G8 w Genui i pożegnalnej kolacji po zakończeniu obrad. To była kolacja między przyjaciółmi. Tragedia drugiej wojny światowej i zimnej wojny, która trwała tyle lat, była tak odległa. Ja zaś odczuwałem wielką radość, wielkie szczęście" - dodał włoski premier.
Zauważył następnie: "Rozpoczęła się nowa epoka trwałego pokoju, a tymczasem kilka miesięcy później wydarzyło się coś nie do pomyślenia".
"11 września wyznaczył w istocie początek wojny całkowicie różniącej się od wojen, które wykrwawiły ludzkość w minionych wiekach, ponieważ nie jest to konflikt między państwami ani starcie cywilizacji, bo to nie chodzi o atak islamu na Zachód. Umiarkowany islam, sprzymierzony z zachodnimi demokracjami, jest także celem terrorystów" - oświadczył Berlusconi.
"To atak ze strony radykalnego fundamentalizmu, który stosuje terroryzm przeciwko postępowi demokracji na świecie i przeciwko dialogowi między cywilizacjami" - wskazał.
"Demokracje zachodnie stanęły w obliczu zamachów fanatycznych organizacji, które atakowały i atakują bezbronne osoby, które zagrażają fundamentalnym wartościom, na jakich oparta jest nasza cywilizacja" - powiedział premier Włoch.
"Demokratyczne rządy muszą podołać ogromnemu zadaniu; muszą bronić swego bezpieczeństwa, bezpieczeństwa swych obywateli i zagwarantować im wolność od strachu. To, powiedziałbym, nowa granica wolności" - zakończył Berlusconi.