Instytut Różnorodności Językowej został powołany w 2024 roku przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, gdy kierował nim Bartłomiej Sienkiewicz. Jej głównym zadaniem jest popularyzowanie wiedzy o różnorodności językowej Polski.
"Nikt się z nami nie liczy"
Przy instytucie powołano Radę Programową, złożona z naukowców zajmujących się tematyką mniejszości językowych i etnicznych. Jak podaje TOK FM, jej członkowie mówią o trudnych relacjach z dyrekcją jednostki. Podkreślają, że nikt nie liczy się z ich zdaniem. Jako przykład podawali interwencję rady w sprawie nowych nazw ulic w jednej z miejscowości na Łemkowszczyźnie. "[To się odbyło] bez jakiegokolwiek uwzględnienia rdzennego nazewnictwa. Stwierdziliśmy, że - jako eksperci - zajmiemy stanowisko. I wtedy - zupełnie dla nas nieoczekiwanie - zostaliśmy w brutalny sposób pouczeni, że nie mamy prawa wydawać żadnych stanowisk" - opowiadał TOK FM prof. Tomasz Wicherkiewicz. Podobnych sytuacji miało być więcej.
Pismo ws. mobbingu
Do TOK FM napisali pracownicy Instytutu, anonimowo, ze specjalnie założonego maila, anonimowo. "Złożyliśmy pismo do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego dotyczące mobbingu oraz ogólnej atmosfery panującej wśród pracowników. Obecna sytuacja wciąż się pogarsza, a pracownicy czują się coraz bardziej bezradni (...). To dla nas bardzo trudny moment i właściwie ostatnia nadzieja, że ktoś nas wysłucha i potraktuje poważnie" - napisali do redakcji ludzie związani z Instytutem Różnorodności Językowej. Pracownicy Instytutu Różnorodności Językowej skarżą się na panującą tam atmosferę, przekraczanie granic, zasypywanie ich dziwnymi wiadomościami przez dyrektorkę, także poza godzinami pracy. "Początkowo myślałam, że pani dyrektor wzięła sobie mnie na tapet i tylko ja dostaję dziwne wiadomości, np. o problemach z kotem czy o tym, że kurier nie dowiózł paczki - opowiada inna pracownica. (…) Ale bardzo szybko, w tracie rozmów z innymi pracownikami, okazało się, że niemal wszyscy mamy takie same odczucia" - powiedziała TOK FM kobieta, która odeszła z instytutu.
Rzecznik resortu kultury potwierdza wpłynięcie pisma
Rzecznik Ministerstwa Kultury Piotr Jędrzejowski potwierdził TOK FM, że pismo od pracowników rzeczywiście wpłynęło - w sierpniu. Pracownicy wskazali, że zdecydowali się je napisać "w interesie dobra publicznego", ale również - "w trosce o dobrostan psychiczny poszczególnych pracowników". W piśmie była mowa m.in. o "publicznym (m.in. podczas zebrań zespołu), jak i prywatnym obrażaniu pracowników oraz współpracowników instytutu, w tym o używaniu wulgaryzmów i określeń uwłaczających godności osobistej, np. o kierowaniu do pracowników doświadczających czasowych problemów zdrowotnych następujących komentarzy: »Trzeba było założyć gacie i przyjść do pracy«, »Trzeba na coś umrzeć«, »Robi mi tu szpital« - napisali pracownicy w liście do minister Marty Cienkowskiej.
Pracownicy Instytutu Różnorodności Językowej napisali także m.in. o "gwałtownych reakcjach" dyrekcji, o "atmosferze ciągłego napięcia [w pracy], skutkującej problemami zdrowotnymi pracowników (m.in. regularne dolegliwości żołądkowe przed przyjściem do pracy)". Zwrócili uwagę też na "komentarze o charakterze seksistowskim i uprzedmiotawiającym wobec kobiet ze świata szeroko pojętych mediów (…) czy niestosowne treści seksualne, w tym sugerowanie, że ‘papierowe linijki otrzymane przez Instytut będą rozsyłane kobietom na walentynki, aby miały czym mierzyć męskie przyrodzenie’" - napisano w liście do pani minister.
Ministerstwo podjęło działania
"Ministerstwo poważnie traktuje wszystkie zgłoszenia związane z możliwością pojawienia się działań niezgodnych z przepisami prawa, w tym tych związanych z ryzykiem naruszenia praw pracowniczych" - napisał TOK FM rzecznik resortu. Jak dodał, z reguły skarg anonimowych się nie rozpatruje, ale w tym przypadku stało się inaczej. "Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego podjęło działania wykraczające poza standardy rekomendowane w takich przypadkach" - wskazał w przesłanym nam mailu Piotr Jędrzejowski. We wrześniu ministerstwo wysłało prośbę do Państwowej Inspekcji Pracy o przeprowadzenie pilnej kontroli - w połowie września dostało odpowiedź o przekazaniu sprawy do Okręgowego Inspektoratu Pracy w Warszawie. Kontrola odbyła się niedawno, jej wyników na razie nie znamy.