To będzie lotnicze jamboree - na Air Show 2007 zleci się blisko 140 samolotów z 15 krajów. Pokaz szykują polskie Biało-Czerwone Iskry. W nieco okrojonym składzie. Jeszcze dwa lata temu zespół miał sześć, siedem samolotów, teraz będą cztery - dwa przechodzą modernizację. Dla dwóch maszyn, które polecą nad Radomiem, to także ostatni sezon.

Właśnie z powodu starzejących się iskier reanimowany został polski zespół Orliki. Zlikwidowano go półtora roku temu z powodu oszczędności. Ale gdy nad lotnictwem zawisła groźba, że nie będzie czego pokazywać, zapadła decyzja, że znów wzbiją się w niebo. "Polsce potrzebny jest przynajmniej jeden zespół, inaczej nikt do nas nie będzie przyjeżdżał na pokazy ani nas zapraszał" - mówi nam jeden z pilotów.

Konkurencja Polaków jest silna. Na myśliwcu F-15 akrobacje wykona Amerykanin, na F-18 - Fin, zaś na F-16 - Holender. Samoloty bojowe będą główną atrakcją, wszak pokaz odbywa się pod hasłem "Samolot bojowy - wczoraj, dziś, jutro". "Obiecuję, że następnym razem za sterami F-16 zasiądzie Polak. Zorganizujemy też walkę powietrzną F-16 z MiG-29 " - zapowiada gen. broni Andrzej Błasik, dowódca Sił Powietrznych.

Swój program zaprezentuje też cywilny brytyjski zespół Aerostars na maszynach Jak-50 i Jak-52. Po raz pierwszy w Polsce pokaże się amerykański śmigłowiec Black Hawk, który ma być produkowany w Mielcu.

Nie przylecą natomiast dwa rosyjskie zespoły: Russkije Witjazi latające na Su-27 i Striżi złożone z MiG-29. Do ostatniej chwili walczono też o Anatolija Kwoczura - jednego z najlepszych akrobatów na świecie, który pilotuje Su-30. Bez skutku. Dla fanów lotnictwa będą jednak inne atrakcje - cały szpaler samolotów do zwiedzania.




Lecąc głową do dołu, zacznę pikować w kierunku ziemi
37-letni kapitan Artur Kałko z 1. eskadry lotnictwa taktycznego w Mińsku Maz. wykona akrobację solo na myśliwcu MiG-29 dziś ok. 16.40 i w niedzielę ok. 16.17.

Reklama

"Pokażę, jaką moc ma ta maszyna. Gwarantuję dużo huku, dużą prędkość i dużo zakrętów. Po starcie gwałtownie podniosę samolot do pionu, wykonam pętlę, a potem przejdę do zakrętu - wirażu. Zobaczymy dymy, ale nie sztuczne. To będzie para wodna, która skrapla się na skrzydłach.
Co będzie dla mnie najtrudniejsze? Figury skośne. Oto jedna z nich: polecę nad pasem, potem skręcę w prawo, oddalając od publiczności. W pewnym momencie obrócę samolot wokół własnej osi, będę leciał głową do dołu, zejdę w kierunku ziemi na plecach i odwrócę maszynę do normalnej pozycji, jakbym wykonywał pętlę pochyłą, i dalej pociągnę ją do widzów.

To bardzo niebezpieczny manewr. Z wielką prędkością zbliżam się do ziemi. Przeciążenia są potężne: aż 9g. Trudno je wytrzymać, bo krew z głowy odpływa do nóg, można stracić przytomność. Na szczęście chronią przed tym spodnie przeciwprzeciążeniowe, które wypychają krew w górę ciała. Ale i tak w takim momencie zawęża mi się pole widzenia, nie widzę, co jest po bokach. I muszę oddychać za pomocą przepony, brać krótkie oddechy, bo to pomaga".

Narysuję dymem na niebie serce dla publiczności
41-letni ppłk Jerzy Leń prowadzący zespół Biało-Czerwone Iskry z 1. Ośrodka Szkolenia Lotniczego w Dęblinie. Zespół przeleci dziś i w niedzielę o 12.20, a akrobacje wykona o ok. 18.18, w niedzielę zaś ok. 17.43.


"Dla zespołu najtrudniejsza będzie kombinacja figur grupowych. TS-11 Iskra nie jest tak dynamiczna jak brytyjski hawk czy niemiecko-francuski alfa jet. Potrzeba więc wielkiego wysiłku, aby maszyny utrzymać w szyku. Jeśli jeden z pilotów odejdzie na bok, błąd trudno jest mu naprawić, bo samolot ma silnik o zbyt małej mocy. Nasi zachodni koledzy na hawkach mają pod tym względem dużo łatwiejsze zadanie: oni błędy poprawiają niepostrzeżenie".

Cała nasza czwórka wykona beczkę. Wszystkie maszyny w pewnym momencie będą na plecach. To trudna figura, bo piloci mogą stracić orientację. Wykonamy ją w całym układzie kilka razy.W trakcie pokazu jeden z lotników odłączy się i wykona pilotaż indywidualny. Trójka zrobi pętlę i beczkę. Nieco później wyłoni się z niej para i narysuje dymem na niebie serce dla publiczności. Nie wiem, jak sprawdzą się nasze dymy, nie są zbyt dobrej jakości (śmiech). Ale gdy porównuję serca wykonywane przez inne zespoły w Europie, polskie i tak jest zawsze najpiękniejsze.

Dwa MiG-i zaatakują z góry, ale to ja je zestrzelę

39-letni kapitan Mirosław Zima z 41. Eskadry Lotnictwa Taktycznego w Malborku weźmie udział w walce powietrznej czterech MiG-29 - w sobotę ok. godz. 13 i w niedzielę ok. 12.20. Dwie wrogie pary samolotów spotkają się czołowo i tak wejdą do walki. Co będzie dalej? Zacznie się prawdziwa kotłowanina. Wiem już, jak nasi przeciwnicy chcą nas zaatakować (śmiech). Wejdą do pionu i będą próbowali uderzyć w nas z góry.


Zrobimy wiraż, na przykład w prawo, i uciekniemy. Z pewnością będą nas gonić, więc się rozdzielimy. Ten samolot, za którym polecą, zacznie się bronić, drugi ruszy śladem całej trójki i zacznie atak. Kto wygra? To się okaże, trzeba to zobaczyć. My już wiemy... (śmiech). Zdradzę, że na pokazy cały scenariusz jest zaplanowany, w prawdziwej walce na takie plany nie ma miejsca.

Nasze zamiary może pokrzyżować pogoda. Mamy informacje o niej z dwóch źródeł, na razie rozbieżne. Jeśli się popsuje... Hm... Walk manewrowych nie można prowadzić w chmurach, bo jest ograniczona widoczność. Moglibyśmy spróbować walczyć pod chmurami, ale to mogłoby być zbyt nisko, możemy się nie zmieścić między ziemią a nimi. Bezpieczniej będzie dla publicznoci, jeśli w takiej sytuacji do walki wylecą tylko dwa samoloty. One na pewno się zmieszczą.