"Na dwie sekundy przed zderzeniem z ziemią kontroler podaje im, że są dobrze w osi wślizgu" - powiedział Radiu ZET brat pilota Andrzej Smyczyński. "Absolutnie nie byli świadomi tego, co się dzieje" - dodał.

Pan Andrzej potwierdził to, co wiadomo już było wcześniej - że załoga i kontrola lotów posługują się różnymi jednostkami miar. Podkreślił zarazem, że ze względu na błędne komunikaty załoga samolotu nie wiedziała o krytycznej sytuacji, w jakiej się znalazła.

Reklama

Rozmówca Radia ZET, który słyszał nagranie rozmów pilotów z obsługą naziemną na sekundy przed rozbiciem, przekonuje, że w kabinie nie słychać głosów osób trzecich. To świadczy, że w kabinie nie było nikogo poza pilotami.

Jedyna wina pilotów to wybór lotniska w Mirosławcu. Jego zdaniem, błędem było to, że ze względu na paskudną pogodę załoga nie poleciała na inne lotnisko.

"W społeczeństwie polskim panuje teraz przekonanie, że piloci z Balic to są partacze, nieudacznicy, chłopcy, którzy nie ptorafią utrzymać w powietrzu nawet latawca" - żali się Smyczyński. "Ale ja wiem - bo znam tych ludzi - że to są doświadczeni, wspaniali lotnicy" - przekonuje.