Jadwidze i Andrzejowi Kozibąkom z Lędzin pociemniało przed oczami, gdy dowiedzieli się o wypadku polskiego autokaru w Serbii. W roztrzaskanym pojeździe jechały trzy ich ukochane córki Daria, Wioleta i Marzena. Dziewczynki przeżyły. Ale najstarsza Marzena przechodzi potworne katusze. Zgnieciona blacha i odłamki tłuczonego szkła straszliwie oszpeciły jej twarz - pisze "Fakt".

Reklama

Marzena miała mniej szczęścia niż jej siostry. Daria i Wioleta są tylko potłuczone. Marzena siedziała na górze autokaru z prawej strony. Gdy autobus przewrócił się na prawy bok, blacha i szkło wbiły się w jej twarz i ręce. Ostre żelastwo zdarło skórę z policzków i czoła dziewczyny.

Gdy trafiła do szpitala, natychmiast przeszła skomplikowaną operację. Lekarze przeszczepili jej na poharataną twarz skórę z nóg. "Córka błaga nas, byśmy podali jej środki przeciwbólowe. Dosłownie szarpiemy lekarzy za fartuch, by jej coś zaaplikowali" - mówi Andrzej Kozibąk.