Miejsce składowania skradzionych rzeczy, ogromną posesję z trzema hangarami i parkingiem, policjanci odnaleźli dzięki współpracy ze szwedzką policją. Nie ujawniają żadnych szczegółów, ale... na trop mógł naprowadzić ich nadajnik GPS ukryty w jednym z ukradzionych samochodów. Wraz ze szczecińskimi antyterrorystami funkcjonariusze weszli na teren gospodarstwa w okolicy Kamienia Pomorskiego. Takiej ilości "fantów" w jednym miejscu jeszcze nie widzieli.
"Znaleźliśmy skradzione tiry, jachty, motocykle, quady, 2 audi, 2 mitsubishi, corvette, skradzione tablice rejestracyjne, tiry pocięte na części, alkohol w 5-litrowych baniakach, buty, olej silnikowy, herbatę, maszynki do golenia, grzejniki, roboty kuchenne, wszystko w dużych ilościach i o ogromnej wartości" - mówi DZIENNIKOWI Maciej Karczyński z komendy wojewódzkiej w Szczecinie.
"Skradzione przedmioty pochodzą ze Szwecji, Niemiec, Danii i Polski. Znaleźliśmy między innymi tira, który zniknął w Szwecji z dużym ładunkiem tytanu i miedzi, wartym 9 milionów złotych. Niestety, ciężarówka była już pusta" - dodaje Karczyński.
Jeszcze nie oszacowano dokładnej wartości znalezionych przedmiotów, bo jest ich zbyt dużo. Aby przetransportować łupy złodziei do Szczecina, policja potrzebowała 14 ciężarówek!
Na terenie posesji policjanci zatrzymali dwie osoby - ochroniarza "dziupli" i mężczyznę, który był jednym z dzierżawców gruntu. Mężczyzna wpadł, a w zasadzie wjechał w ręce policjantów, skradzionym samochodem. Policja wystąpiła o jego aresztowanie, funkcjonariuszy poparła prokuratura, jednak sąd... wniosek uchylił. Podobno mężczyzna nie ucieknie i nie będzie utrudniał śledztwa, pozostając na wolności. Policjanci nie potrafią zrozumieć tej decyzji.