Mieszkanie spłonęło doszczętnie, zniszczony został również kawałek dachu. Jak mówią strażacy, z powodu olbrzymiego zadymienia i wysokiej temperatury akcja gaśnicza była niezwykle trudna - trwała aż cztery godziny. "Tam było prawdziwe piekło. Jęzory ognia wydostawały się na zewnątrz. Aby zbliżyć się do pomieszczeń, strażacy musieli użyć aparatów tlenowych" - mówi DZIENNIKOWI Jarosław Wojtasik ze śląskiej straży pożarnej.
Jak dowiedział się DZIENNIK, ogień prowdopodobnie zaprószyły ofiary pożaru. Mężczyźni najprawdopodobniej ogrzewali mieszkanie piecykami elektrycznymi.
Budynek obejrzy teraz inspektor nadzoru budowlanego, który ma ocenić, czy lokatorzy sąsiednich mieszkań będą mogli do nich wrócić.