Stołeczni urzędnicy zajmujący się oświatą chcą ukrócić takie praktyki. Jednak to mogłoby zrobić tylko ministerstwo edukacji. Mogłoby - ale nie chce. Jolanta Lipszyc, dyrektor warszawskiego Biura Edukacji mówi wprost: "Tam, gdzie jest deficyt miejsc, natychmiast pojawia się <plaga> samotnych matek, którym trzeba przyznać miejsce i już. Dyrektorzy przedszkoli skarżą się, że sporo kobiet nadużywa tego przywileju, a oni nie są w stanie tego zweryfikować".

Reklama

Problem ten dotyczy m.in. Bemowa, Rembertowa, Ursusa i Białołęki. W niektórych przedszkolach w ub. roku na listach kandydatów było więcej dzieci samotnych matek niż małżeństw. Oficjalnie dyrektorzy placówek przyznają lakonicznie, że "problem narasta". Gdy upewniają się, że nie podamy ich nazwisk, zdradzają szczegóły.

"Mieszkam tu od dwudziestu lat. Spotykam te moje <samotne matki> jak ze swoimi mężczyznami robią zakupy, bawią się na dzielnicowych festynach. Wiem, kto żyje w separacji, która istnieje tylko na sądowym papierze" - mówi jedna z dyrektorek. Druga dodaje, że rzeczywista sytuacja rodzinna dzieci wychodzi na jaw w pierwszych dniach września, gdy przedszkolaki opowiadają o sobie i swych najbliższych.

"I zaraz okazuje się, że tatuś normalnie mieszka z mamusią, a wśród domowników jest jeszcze babcia" - mówi dyrektorka.

"Problem nadużywania przepisów wielokrotnie sygnalizowali mi dyrektorzy" - przyznaje Jolanta Dąbek, wiceburmistrz Ursusa. "Metodą przeciwdziałania byłoby sprawdzanie, kto z kim faktycznie mieszka pod jednym dachem. Ale urząd dzielnicy nie bierze udziału w rekrutacji i nie ma prawnych możliwości przeprowadzania takich kontroli" - dodaje. "Sytuacja, w której małżeństwo nie może znaleźć miejsca dla dziecka jest nienaturalna" - twierdzi dyrektor Jolanta Lipszyc.

O tym, że samotne matki mają w przedszkolach pierwszeństwo mówi rozporządzenie ministra edukacji. Chcieliśmy porozmawiać z przedstawicielami resortu o tym, czy można tak doprecyzować przepisy, by nie skrzywdzić matek naprawdę samotnych, za to utrudnić życie osobom nieuczciwym.

Resort oświadczył tylko, że "Ministerstwo Edukacji Narodowej nie zajmuje się definiowaniem pojęcia <samotna matka>". Od tematu uciekło także Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej. "Dopóki nie będzie jasnej wykładni, kim jest samotna matka, patologie będą się zdarzać" - mówią urzędnicy.

Reklama

Prawdopodobnie jednak urzędnicy miejscy zwrócą się o poradę do... skarbówki. Fiskus bowiem daje sobie radę z tym, z czym nie potrafi oświata. Oto kilka przykładów orzecznictw izb i urzędów skarbowych: "Gdy władzę rodzicielską sprawują oboje rodzice, to żaden z nich nie jest osobą samotnie wychowującą dziecko"; "Jeżeli podatnik jest kawalerem żyjącym w nieformalnym związku z matką dziecka i rodzice razem prowadzą wspólne gospodarstwo domowe i wspólnie wychowują swoje dziecko, to podatnika nie można uznać za osobę samotnie wychowującą dziecko, ponieważ wychowaniem dziecka zajmuje się wspólnie z matką dziecka we wspólnie prowadzonym gospodarstwie domowym".

Urzędnicy skarbowi mogą więc pomóc oświatowcom weryfikować oświadczenia samotnych rodziców, np. na podstawie składanych przez nich PIT-ów.