"Jak tylko mnie ugryzł, pobiegł do przedpokoju, a potem pod szafę. Razem z córką i wnuczką byłyśmy przerażone, płakałyśmy ze strachu i bezsilności” - opowiada rozemocjonowana kobieta. Kiedy następnego dnia zadzwoniła po szczurołapa, ten musiał przetrząsnąć całe mieszkanie, żeby trafić na szkodnika.
Już mogło się wydawać, że nieproszeni goście więcej pani Grażyny nie odwiedzą, jednak kobieta na wszelki wypadek obciążyła deskę sedesową. Okazało się to dobrym pomysłem, ponieważ już wkrótce dało się usłyszeć dobiegające z toalety hałasy. To szczury stukały głowami w zamkniętą klapę.
Chociaż budynek przeszedł deratyzację, problem nie zniknął. Szczury nadal nawiedzają kobietę, a szczurołap nie ma dla niej dobrych wieści. "Ze szczurami trudno walczyć (…) i nie da się ich całkowicie wytępić” - mówi. I dodaje złowieszczo: "Trzeba z nimi żyć”.