Głośne zatrzymanie przez Centralne Biuro Śledcze byłego senatora, które miało miejsce w maju 2001 roku zszokowało cały kraj. Policjanci wyposażeni w długą broń otoczyli go przed jego biurem w centrum Warszawy. Tego samego dnia w konwoju policyjnych aut został przewieziony do siedziby katowickiego CBŚ. Tam usłyszał zarzuty działania w zorganizowanej grupie przestępczej.
"Zażądał spotkania z pułkownikiem. Nie chciał nawet słyszeć o rozmowie z kimkolwiek o niższej szarży" - wspomina jeden ze śledczych. Jeszcze tego samego dnia media poinformowały, że były senator podejrzewany jest o prowadzenie wspólnych interesów z bossami mafii pruszkowskiej: "Słowikiem", "Malizną" i "Wańką".
Właśnie to poruszyło opinię publiczną. Dotąd jedynie plotkowano o związkach świata polityki i zorganizowanej przestępczości. Kolejni ministrowie spraw wewnętrznych zapewniali, że mafia nie istnieje. Po zatrzymaniu Gawronika pierwszy o mafii mówił ówczesny szef mswia Marek Biernacki.
"Udawadnialiśmy mu, że założył i kierował grupą przestępczą której celem było wyłudzenie podatku VAT. Chodziło o kwotę niemal 10 milionów złotych" - mówi nasz rozmówca z policji.
Gawronik chciał powtórzyć pomysł z początku lat 90., gdy jako pierwszy założył sieć kantorów na granicach. Wyprzedził konkurencję dzięki informacji od skorumpowanych polityków. Tym razem chciał zwracać podatek VAT cudzoziemcom, którzy zrobili zakupy w Polsce. Interes nie okazał się już takim genialnym pomysłem. Przyciśnięty Gawronik zaczął fikcyjnie handlować papierosami i odzyskiwać w urzędach skarbowych podatek.
"Jestem przekonany, że zatrzymując byłego senatora uratowaliśmy mu życie. Za długi ścigali go mafiosi z Pruszkowa" - wyjaśnia nasz rozmówca.
Przez lata spędzone w areszcie i więzieniach wyrobił sobie doskonałą opinię wśród służby więziennej. Uczył współwięźniów języków obcych, nie grypsował. Nigdy też nie spóźnił się z żadnej z licznych przepustek. "Sędzia uznał, że Aleksander Gawronik ma krytyczny stosunek wobec popełnianych przez siebie przestępstw. Dlatego wyjdzie na wolność 11 miesięcy przed upływem kary 10 lat więzienia" - tłumaczy decyzję rzecznik prasowy Sądu Apelacyjnego w Gdańsku, Lech Magnuszewski.