Nieco ponad rok temu, kiedy proboszcz chodził "po kolędzie", ministranci postanowili urządzić sobie małą przejażdżkę jego samochodem. Przygoda miała swój finał na przydrożnym słupie. Na szczęście nikt nie został ranny. Ksiądz, tłumacząc się dobrem chłopców, wziął winę na siebie, a jego wersję potwierdził jeden z rodziców.
Ksiądz Leszek Marciniak chyba jednak zapomniał o swoim obowiązku wobec wiernych - zamiast dawać przykład parafianom i żyć w zgodzie z zasadami, które sam głosi z kościelnej ambony, skłamał. Tym samym złamał jedno głównych przykazań. Prokurator szybko wykrył oszustwo i postawił księdza w stan oskarżenia. W lutym 2009 roku sąd skazał go na rok i 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na cztery lata za składanie i nakłanianie do fałszywych zeznań.
Przełożeni nie ukarali proboszcza, co przepełniło czarę goryczy u parafian z Szamocina. Postanowili dać księdzu do zrozumienia, że nie jest mile widziany w parafii i przestali dawać datki na tacę podczas niedzielnych mszy.