"Plac musi odbierać specjalista, który będzie wiedział, czy zjeżdżalnia wytrzyma wszystko to, co wymyślą pełne energii maluchy" - przekonuje Antoni Mężydło (PiS). "Plac zabaw musi być traktowany jak plac budowy i tak samo rygorystycznie kontrolowany" - dodaje Tadeusz Jarmuziewicz (PO). Obaj posłowie są wiceprzewodniczącymi komisji infrastruktury.

Teraz nie potrzeba zezwoleń budowlanych, aby postawić plac zabaw. Inspektor nie sprawdza więc urządzeń, zanim nie zaczną się bawić na nich dzieci, ani też potem nie kontroluje, czy są sprawne. Teoretycznie powinien o to zadbać właściciel placu, ale jego także nikt nie nadzoruje.

Dziś urzędnicy z rozbrajającą szczerością przyznają, że lepiej, aby rodzice sami donosili o walących się huśtawkach, bo wtedy inspektorzy mają obowiązek to sprawdzić.

Posłowie chcą tak zmienić przepisy, aby inspektorzy przestali podlegać samorządom, tylko centrali - czyli Głównemu Urzędowi Nadzoru Budowlanego. Wtedy armia inspektorów stanie się policją budowlaną, niezależną od kaprysów i interesów starostów i prezydentów miast. I nie będą czekać na donosy rodziców.

Nowe przepisy pewnie wejdą w życie w tym roku, bo są za tym zarówno koalicja, jak i opozycja. "Musimy tę sprawę potraktować z jak najwyższą surowością" - mówi Tadeusz Jarmuziewicz.

Pięcioletni Marcelek, przygnieciony w piątek przez zardzewiałą zjeżdżalnię w Czerwionce-Leszczynach, zmarł w sobotę w rybnickim szpitalu. Metalowa konstrukcja zmiażdżyła mu brzuszek i klatkę piersiową.