Bomba miała być podłożona w przejściu podziemnym w samym centrum Warszawy przy Rotundzie. Ewakuowano ludzi, stanęło metro, skrzyżowanie zamknięto, w mieście tworzyły się gigantyczne korki. Wszystko przez głupi żart 30-latka, który wysłał mail z informacją o ładunku. Alarm był fałszywy. Szczęśliwie policja namierzyła i zatrzymała dowcipnisia jeszcze tego samego dnia.

W kwietniu sąd nie zgodził się na ukaranie mężczyzny bez procesu. Prokurator i obrońca wnioskowali o półtora roku więzienia, ale sąd uznał, że to za mało.