"Rozmawiałem z ratownikami. Opowiadali, że jeden ze strażaków, gdy zobaczył co się stało, wrócił do samochodu i powiedział, że już tam nie pójdzie" - wspomina tragedię Grzegorz Grono, kierowca rajdowy z Warszawy.

Do 12.30 wszystko było świetnie. Strzeliński Rajd Samochodowy ściągnął dziesiątki widzów. Samoloty pędziły jak szalone, nieraz na dwóch kołach! Mimo że drogi były wąskie, a do tego śliskie po burzy, było bezpiecznie. Do czasu! Na odcinku specjalnym we wsi Gąsieniec, na tzw. hopie, pędzący peugeot wyleciał z drogi. Auto uderzyło bokiem w mur domu po prawej stronie jezdni. Odbiło się i wleciało na skarpę po przeciwnej stronie. Prosto w kibiców! 18-letnia dziewczyna i 22-letni chłopak zginęli na miejscu. Stojąca z nimi 19-latka została ciężko ranna. Kierowcy i pilotowi nic się nie stało.

Młodzi ludzie stali w miejscu, w którym nie powinno ich być. "To najsmutniejszy rajd w mojej karierze" - mówi Andrzej Mancin, jeden z kierowców.



Reklama