Praca w sklepie u minister pracy powinna być sielanką. Pani minister przecież niby walczy o prawa pracowników. A jednak, gdy inspektorzy weszli do sklepu, złapali się za głowę.

W sklepie było gorąco jak w piekarniku, prawie 30 stopni. W kącie gniły warzywa, kapusta, marchewka i młode ziemniaki. Po ciastkach i pączkach łaziły muchy, mnóstwo produktów było zepsutych i przeterminowanych.

Zapach przy wejściu do brudnego WC zwalał z nóg. Inspektorzy zapisali to w protokole bardzo elegancko: "ostry zapach z kanalizacji"! Równie brudna była mała szatnia na zapleczu.

W sklepie nie było żadnych dokumentów potwierdzających zakupy, a pracownicy nie mieli oczywiście książeczek zdrowia. Inspektorzy znaleźli aż 14 uchybień! Ich protokół był porażający. Nic dziwnego więc, że właściciel sklepu dostał tysiąc złotych kary. To jeszcze nie koniec. Sanepid poczeka tylko na dokumenty od właściciela, a potem zdecyduje, czy zamknąć ten niesławny przybytek.

To koszmarne miejsce pracy Anna Kalata niedawno przepisała na swoją córkę. Sklepem zarządza mąż pani minister. Resort w tej sprawie milczy.