Bronisław Łagowski przypomina niektóre założenia neokonserwatywnego projektu politycznego i śledzi jego współczesne metamorfozy. Jednocześnie zwraca uwagę, że "wpływ neokonserwatyzmu w Polsce jest rzeczywisty i znaczący". Mimo iż amerykańscy neokonserwatyści zawsze traktowali Polskę instrumentalnie, ich idee stały się wręcz niezbędne, gdy polska transformacja "zaczęła zmierzać w stronę restauracji i konserwatywnej rewolucji".

p

Ryszard Legutko*

Polityka bez dogmatyzmu

Często spotykana w Polsce opinia głosi, że neokonserwatyzm pojawił się jako reakcja na zimnowojenną politykę Związku Radzieckiego. Tymczasem należy przypomnieć, że ruch ten narodził się w latach 70. w Stanach Zjednoczonych przede wszystkim jako odpowiedź na amerykańskie problemy wewnętrzne. Wyzwaniem były wtedy wielkie reformy społeczne, które zainicjowali Demokraci w latach 60., a w których uczestniczyła duża grupa intelektualistów. Po 10 latach wielu z nich uznało, że był to błąd. Ludzie ci zaczęli rewidować swoje poglądy, m.in. na temat relacji między władzą i społeczeństwem oraz specyfiki społeczeństwa amerykańskiego. Przy okazji pojawił się też problem polityki zagranicznej, ale stanowił on raczej dopełnienie przemyśleń dotyczących wewnętrznej sytuacji USA.

Dzisiaj sytuacja jest inna. Nie ma już wielkich programów w rodzaju niegdysiejszej "wojny z nędzą". Poza tym zmienił się znacząco stosunek Amerykanów do akcji afirmatywnej. Mało kto jest jej zdecydowanym zwolennikiem. Oczywiście nadal zyskuje ona akceptację, ale uzasadnia się ją prawnie, a nie ideologicznie. Coraz rzadziej można usłyszeć argument, że jest to droga ku jakiemuś sprawniej funkcjonującemu społeczeństwu.

Przemiany te Ameryka zawdzięcza właśnie neokonserwatystom. Ostatnio pojawiło się jednak nowe wyzwanie, jakim jest "wojna kulturowa". W jej obliczu neokonserwatystom brakuje już tej ideowej wyrazistości, jaka cechowała ich wcześniej.

Reklama

Neokonserwatyści nie byli środowiskiem jednorodnym ideowo. Można było wśród nich znaleźć i dawnych trockistów, i dawnych liberałów (w sensie amerykańskim, czyli ludzi mających poglądy bliskie europejskim socjalistom). Część środowiska stanowiły osoby pochodzenia żydowskiego, mające silne poczucie przynależności i lojalności nie tylko wobec narodu żydowskiego, ale również państwa Izrael. Byli w tym środowisku także katolicy. Z czasem doszło do konfliktu, który co prawda nie był ostry, ale podzielił środowisko na "neocons" i "teocons". Do pierwszych można umownie zaliczyć wspomniany krąg osób pochodzenia żydowskiego, do drugich - katolików.

Przyczyną konfliktu nie były bynajmniej rozbieżności żydowsko-chrześcijańskie. Poszło o stosunek do zmian w amerykańskim prawie. Katolików i część protestantów niesłychanie oburzały zmiany dotyczące prawa do aborcji. "Neocons" niezbyt się natomiast angażowali w ten spór. Uznali ataki chrześcijan na system amerykański za podważanie konserwatywnego obowiązku lojalności wobec Ameryki. Obecnie można zauważyć, że "teocons" nadal interesują się kwestiami filozoficznymi, natomiast "neocons" skupiają uwagę na polityce, politycznym doradztwie i rozmaitych kwestiach technicznych.

Kolejną sprawą, która wywołuje dyskusje, jest polityka międzynarodowa neokonserwatystów. W przeszłości jej zasadniczy element stanowiło zwalczanie poglądu, że Ameryka powinna być głównym oskarżonym w świecie. Było to w czasach, kiedy niestroniące od terroru autorytarne państwa Trzeciego Świata zachęcane przez blok komunistyczny atakowały USA na forum ONZ. Głównym obrońcą Ameryki i krytykiem światowego antyamerykanizmu był Daniel Patrick Moynihan, ówczesny ambasador USA przy ONZ. Po kilkunastu latach zerwał z neokonserwatystami, lecz w pierwszej fazie był jednym z bardziej znanych przedstawicieli tego środowiska.

Później pojawiła się koncepcja autorstwa Jeane Kirkpatrick głosząca potrzebę większego zaangażowania Ameryki w konflikty toczone w różnych miejscach planety. Było to odejście od doktryny świata wielobiegunowego, którą realizował Jimmy Carter, a której autorem był Zbigniew Brzeziński. Ronald Reagan i związani z nim politycy odrzucili koncepcję Brzezińskiego. Powrócili do wizji świata dwubiegunowego ("my - oni"). Stąd wzięło się zaangażowanie militarne Ameryki - otoczenie Reagana słusznie twierdzi po dziś dzień, że przyczyniło się ono do upadku komunizmu. Upadek ten sprawił, że Ameryka stała się jedynym globalnym supermocarstwem - stąd bierze się jej poczucie roli, jaką ma do odegrania w świecie. Dzisiejsi neokonserwatyści tę właśnie rolę podkreślają i próbują nadać jej możliwie ambitną interpretację.

Neokonserwatystom zarzuca się, że są zwolennikami narzucania przez USA innym krajom rozmaitych rozwiązań politycznych, społecznych, gospodarczych, a nawet kulturowych. Warto tu przypomnieć, co pisali "ojcowie" obecnego pokolenia neokonserwatystów: istnieją granice ingerencji w tkankę społeczną. Dotyczyło to oczywiście polityki wewnętrznej, lecz zastrzeżenie to można także odnieść do polityki zagranicznej, jeśli usiłuje ona wprowadzić demokrację tam, gdzie niekoniecznie musi się ona sprawdzać. I nie chodzi tu bynajmniej o kwestię słuszności czy niesłuszności inwazji na Irak. Po prostu widać tu pewne niekonsekwencje w rozwoju ruchu neokonserwatywnego. Nie można też pominąć faktu, iż nowe pokolenie neokonserwatystów ideowo różni się od swych "ojców".

Pozostają jeszcze nieporozumienia związane z recepcją neokonserwatyzmu w Polsce. Pamiętajmy, że neokonserwatyści wychodzili od doświadczenia amerykańskiego - to, co głosili i głoszą, nie daje się więc łatwo zastosować w innych społeczeństwach. Polacy i inne narody Unii Europejskiej różnią się rzecz jasna od Amerykanów. Dobrze znaną cechą polityki europejskiej jest zaangażowanie państwa w sprawy socjalne. Socjalna funkcja państwa jest w Europie znacznie bardziej rozwinięta, brak też na Starym Kontynencie jakichś potężnych sił społecznych, które byłyby zainteresowane jej kontestowaniem.

Tym, co można przejąć od neokonserwatystów, jest pewna metoda podejścia do problemów społecznych, a nadto ostrożność w stawianiu społecznych diagnoz. Od swoich antagonistów liberałów różniło ich zawsze to, że pozostawali znacznie bliżej rzeczywistości. Ten rodzaj ostrożności przydałby się polskiemu życiu politycznemu, w którym za dużo jest doktrynerstwa.

Ostrożność jednak nie wyklucza myślenia innowacyjnego. W Polsce za mało jest ostrożności, ale także za mało oryginalności w myśleniu. Po odrzuceniu haseł ogólnych w rodzaju "wolny rynek", "etatyzm", "mniej państwa", "więcej państwa", po rezygnacji z rozmaitych ideologicznych podpórek, otwierają się możliwości dla myślenia i działania prawdziwie innowacyjnego, którego celem jest pomoc konkretnym grupom społecznym żyjącym w konkretnych warunkach. Polacy też mają doświadczenia wielkich programów społecznych i są wobec nich niechętni. Czasami jednak ulegają mirażowi łatwych rozwiązań, o których od razu można powiedzieć, że nie będą skuteczne. Becikowe na przykład nigdy nie poprawi sytuacji demograficznej kraju, choć w takim celu zostało wprowadzone. Tego rodzaju podejście neokonserwatyści odrzuciliby z irytacją jako nonsensowne.

Nie ma szczególnych związków między PiS-em a myśleniem neokonserwatywnym. Można jedynie mówić o pewnej analogii: tak jak neokonserwatyści wystąpili przeciw temu, co uchodziło za polityczną i społeczną ortodoksję Ameryki tamtych czasów, tak PiS wystąpił przeciw ortodoksji III Rzeczypospolitej. Przed neokonserwatystami mówiono, że "każdy inteligentny człowiek" musi akceptować polityczne idee Kennedy'ego i Johnsona; przed PiS-em mówiono, że "każdy inteligentny człowiek" musi akceptować polityczne idee Unii Wolności i jej intelektualnych sojuszników.

p

Bronisław Łagowski*

Apologia mocarstwowej misji

O neokonserwatyzmie zaczęto powszechnie mówić, dopiero gdy został zredukowany do stanowiska w kwestiach polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych. Szczególnie silne namiętności wywołał, gdy jego reprezentanci - Paul Wolfowitz, Richard Perle czy William Kristol - zaczęli odgrywać istotną rolę jako doradcy i inspiratorzy działań prezydenta George'a W. Busha. W swoich początkach neokonserwatyzm był elitarnym ruchem intelektualnym, mającym wyraźne filozoficzne ambicje, który ze szczególną siłą wystąpił w połowie lat 60., walcząc z ówczesnym "duchem czasu". Ojcowie neokonserwatyzmu tacy jak Irwing Kristol czy Daniel Bell wywodzili się z tego kręgu amerykańskiej lewicy, który był wyraźnie naznaczony wpływem trockizmu i przeciwstawiał się zimnowojennej, antykomunistycznej polityce zagranicznej Stanów Zjednoczonych. Istotnym, a może najważniejszym składnikiem ich poglądów ideologicznych była krytyka kapitalizmu. Leżała ona u podstaw ich niechęci do polityki zimnowojennej Waszyngtonu, w której widzieli przede wszystkim obronę kapitalistycznego systemu.

Przełom w ich myśleniu polegał na dostrzeżeniu wyższości kapitalizmu nad socjalizmem, pojmowanymi zarówno w sensie ustroju, jak też bloku militarno-politycznego. W sposób najbardziej pod względem intelektualnym efektowny kapitalizmu zaczął bronić Irving Kristol, który połączył apologię wolnego rynku z rehabilitacją moralności wiktoriańskiej i etycznej tradycji żydowskiej. Stworzył swego rodzaju prokapitalistyczną ortodoksję judeochrześcijańską. Jego stosunek do chrześcijaństwa był dość skomplikowany: odrzucał społeczną naukę Kościoła z jej "preferencyjną miłością do ubogich", ale na przykład poglądy potępiane przez Piusa IX w "Syllabusie" uznawał za rzeczywiście błędne. Uwidaczniał się w tym jego radykalny, świeżo przyswojony konserwatyzm. Daniel Bell z kolei poddawał bezwzględnej krytyce z pozycji konserwatywnych kulturę współczesną w jej przejawach, które określamy mianem postmodernizmu.

Młodsze pokolenie neokonserwatystów wywodziło się z radykalnej lewicy lat 60. Nie jest ono twórcze ani aktywne w dziedzinie ideologicznej, ale ma silne przekonania. Przejęło od poprzedników konserwatywną obronę liberalnej gospodarki, ale na sercu leży mu przede wszystkim polityka zagraniczna i misja Ameryki jako wielkiego mocarstwa.

Neokonserwatyści swoich wpływów używają do podtrzymania i rozszerzania polityki USA na Bliskim Wschodzie. Skierowanie tej polityki przeciw Irakowi Ameryka w znacznym stopniu zawdzięcza właśnie im. Zdobywszy silną pozycję w systemie władzy, stali się obiektem zawiści innych kręgów politycznych, zwłaszcza konserwatystów starej szkoły.

Neokonserwatyści zawsze mieli do Polski stosunek instrumentalny. W roku 1981, gdy sytuacja w naszym kraju była bardzo napięta, jeden z czołowych neokonserwatystów starszego pokolenia Norman Podhoretz opublikował w czasopiśmie "Commentary" artykuł, gdzie w związku z polskimi wydarzeniami wzywał, aby "oddać należną sprawiedliwość heroizmowi walki z góry skazanej na klęskę" (cytuję z pamięci). Mówiąc bez patosu, było to podpowiadanie administracji Reagana, by działała na rzecz wybuchu powstania w Polsce. Korzyść z powstania miała być taka, że Związek Radziecki, który je stłumi, ściągnie na siebie potępienie światowej opinii publicznej.

Dziś neokonserwatyści również traktują Polskę instrumentalnie - świadczą o tym chociażby publikacje niektórych spośród nich dotyczące spraw Polski. Nie żałują Polakom komplementów, ale za to chcą mieć w nas sojusznika, który wyśle wojsko tam, gdzie będzie ono Amerykanom potrzebne. Widzą też dla Polski rolę w Unii Europejskiej - chcą, by Europa się jednoczyła, ale nigdy nie stała się naprawdę zjednoczona. Dobrze jest, gdy europejskie państwa narodowe są ograniczane w swojej suwerenności, ale byłoby źle dla USA, gdyby Unia miała swój rząd, swoją armię, własną politykę zagraniczną, co czyniłoby ją możliwym rywalem Ameryki. Polska może odegrać rolę przeszkody, optując na przykład za rozszerzeniem UE do granic uniemożliwiających efektywne i ścisłe zjednoczenie.

W Europie Wschodniej, a zwłaszcza w Polsce, zasadnicze stanowisko neokonserwatystów, czyli apologia wielkomocarstwowej misji Ameryki, której deklarowany cel stanowi rozszerzanie demokracji i gospodarki wolnorynkowej oraz obrona praw człowieka, w "ostatecznej instancji" także środkami militarnymi (jak to było w Kosowie, a obecnie ma miejsce w Iraku i Afganistanie), jest silnie popierane przez byłych dysydentów takich jak Vaclav Havel czy Adam Michnik. Wpływ neokonserwatyzmu w Polsce jest rzeczywisty i znaczący. Nie posiada on tu konkurenta w postaci konserwatyzmu starej daty. Ruch solidarnościowy, który w decydującym stopniu kształtuje obecną Polskę, zrodził się z narodowego kolektywizmu, mocno naznaczonego wstydliwym socjalizmem (wstydliwym, bo nieprzyznającym się do tej nazwy), któremu pojęcia konserwatywne były obce, ale z czasem stały się bardzo potrzebne, gdy transformacja zaczęła zmierzać w stronę restauracji i konserwatywnej rewolucji.

Wypada jeszcze odnotować pewien dający do myślenia fakt: zachodni, w tym amerykańscy, liberałowie z rozczarowaniem, a niekiedy wręcz z odrazą mówią o polskim nacjonalizmie, ksenofobii i antysemityzmie. Tymczasem neokonserwatyści traktują te zjawiska w Polsce pobłażliwie, a jeśli chodzi o nacjonalizm, pokładają w nim nadzieję na utrwalenie antyrosyjskiej orientacji w polskiej polityce, której to orientacji oferują amerykańską protekcję. Dlatego neokonserwatyzm jest przyjmowany niemal z wdzięcznością.

p

*Ryszard Legutko, ur. 1949, filozof polityczny, publicysta, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jest prezesem krakowskiego Ośrodka Myśli Politycznej. Pełni funkcję wicemarszałka Senatu z ramienia PiS. Jego najważniejsze książki to: "Spory o kapitalizm" (1994), "Bez gniewu i uprzedzenia" (1989), "Etyka absolutna i społeczeństwo otwarte" (1994), "Tolerancja. Rzecz o surowym państwie, prawie natury, miłości i sumieniu" (1997). Kilkakrotnie gościł na łamach "Europy" - ostatnio w nrze 38 z 21 września ub. r. opublikowaliśmy jego tekst "Nadal nie lubię liberalizmu".

*Bronisław Łagowski, ur. 1937, filozof, historyk idei, publicysta, do niedawna związany z Uniwersytetem Jagiellońskim. Autor "Filozofii politycznej Maurycego Mochnackiego" - jednej z najważniejszych książek lat 70. oraz głośnego "Listu otwartego do trzydziestolatków" (1991). Poza tym wydał m.in. zbiory esejów "Liberalna kontrrewolucja" (1994) oraz "Łagodny protest obywatelski" (2001). Kilkakrotnie gościł jako autor na łamach "Europy" - ostatnio w nrze 19 z 10 maja br. publikowaliśmy jego tekst "Transformacja restauracyjna".