Interes szedł wspaniale. Od 1 maja 2004 r. szajka handlarzy z Bydgoszczy sprowadziła około tysiąca używanych aut. Sprzedawali je potem w komisach. Ale nim je tam wstawili, zaniżali w dokumentach wartość samochodów. Dzięki temu kupujący płacili niższą akcyzę, liczoną przecież od ceny z umowy. A oszuści zarabiali na lewo, bo różnicę w cenie prawdziwej i z dokumentów brali sobie do kieszeni.
Ale najwyraźniej ktoś ich wsypał. Dzisiaj policjanci i urzędnicy skarbówki jednocześnie wkroczyli do czterech firm, w których pracowali oszuści. Zatrzymali sześć osób; handlarzy i księgowe, które pomagały im w tym procederze. Zatrzymanym zarzuca się wyłudzenie podatków na ponad milion złotych. Policja sprawdza też, czy auta nie były kradzione.
Sprawa ma jeszcze jedno dno: dzięki sfałszowanym umowom policja ma dane wszystkich, którzy samochody kupili. I najprawdopodobniej każda z tych osób będzie musiała zapłacić różnicę w kwocie akcyzy z umowy i od rzeczywistej, liczonej po cenach giełdowych, wartości aut. A do tego fiskus karne odsetki jeszcze dołoży. Oszczędność więc z tego żadna, bo wyjdzie drożej niż zapłacenie podatków bez kombinacji.