Koszmar Oskara zaczął się z chwilą, gdy Joanna M. poznała Artura N. i zaszła z nim w ciążę. Z ich związku narodził się Kacper. Szybko okazało się, że ojczym nienawidzi Oskara równie silnie, jak matka. Półtora roku temu na rodzinnej imprezie Oskar zapytał, czy może dostać coś do jedzenia. To rozjuszyło Artura. Złamał chłopcu rękę, przemieszczona kość prawie przebiła skórę. Chłopiec wył z bólu, więc by ukryć pobicie, zawieźli go z matką na pogotowie. Powiedzieli, że przewrócił się na rowerze.

Ojczym Oskara katował go za wszystko. Za to, że się odezwał, krzywo spojrzał. Rzucał nim o ścianę jak piłką. Przypalał żelazkiem, piecykiem. Przerażony malec biegł po pomoc do matki. Ale ona jeszcze mu dokładała razów. Nie były to zwykłe klapsy. Ślady na ciele dziecka wskazują, że oprawcy systematycznie je torturowali. Zwyrodniały ojczym kopnął go w twarz tak, że chłopiec stracił kilka zębów.

Reklama

"Kopnął go i... trochę mu poleciała krew, no i... te zęby mu się zaczęły ruszać. On doszedł do niego i tego jednego zęba to mu normalnie wyciągnął, a drugiego... Oskar sobie sam wyjął. Zaczął grzebać w zębach, w buzi... A dwa wcześniejsze zęby same wypadły" - opowiadała policjantom matka.

Gdy Artur N. kopnął go w brzuch, Joanna M. beznamiętnie patrzyła, jak cierpi. "Oczy przewróciły mu się do góry" - zeznał potem ojczym policjantom. A kiedy maluch płakał i wymiotował krwią, nie zrobiła nic, by mu pomóc.

Gdy przyszedł w nocy do łóżka mamy, ojczym zaczął go bić. "Dałem mu dwa kopy i musiał wracać do swojego łóżka" - zeznał policjantom Artur N. Gdy zbił go ostatni raz, a chłopiec zaczął umierać, wezwali pogotowie. Lekarz był w szoku. "Chłopczyk leżał na łóżku. Nie miał tętna. Nie oddychał. Nie udało mi się przywrócić go do życia" - mówi z trudem dr Tomasz Pniak. Sam jest ojcem. "Na ciele miał straszne rany. A matka stała obok, spokojnie tuląc drugie dziecko. Zapytałem, skąd rana na brodzie, mówiła, że upadł" - opowiadał wstrząśnięty.

Reklama

Jak chłopiec złamał rękę? Wmawiała lekarzowi, że leżał na niej, a złamała się, gdy chciała ją wyciągnąć. Dlaczego wymiotował krwią? Kłamała, że to nie krew, a czekolada. "Wezwałem policję" - opowiadał później. Okazało się potem, że Oskarek umarł po uderzeniu w brzuch. Tak potężnym, że oderwało dziecku fragmenty obu nerek.

Choć rodzinę odwiedzała pomoc społeczna, nikt nie spostrzegł, że dziecko jest katowane. Nie jest możliwe, żeby patrząc na Oskara nikt nie zapytał, dlaczego ma pocięte nożem ręce. Nikt nie zwrócił uwagi na posiniaczoną i pozrywaną skórę, nikt nie zauważył rany na brodzie tak głębokiej, że odsłaniała kość szczęki.

Swoją gehennę czterolatek przeżywał 150 metrów od Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Piotrkowie Trybunalskim.