Na razie trwa wojna na pisma między bytomskim ratuszem a węglową spółką. Urzędnicy utrzymują, że to Kompania naraża mieszkańców na zatrucie toksynami. A Kompania Węglowa pokazuje urzędnikom mapy geodezyjne, udowadniając, że działka, gdzie ktoś zostawił beczki, należy do skarbu państwa.

I nikomu nawet przez myśl nie przejdzie, aby usunąć niebezpieczne toksyny. Bo ważniejsze niż zdrowie mieszkańców są pieniądze. Usunięcie beczek z toksynami to po prostu bardzo droga sprawa.

"To nie nasz teren. Nie my zostawiliśmy beczki, ale jakiś łobuz i niech on usunie odpady" - mówi Zbigniew Madej, rzecznik prasowy Kompanii Węglowej.

Z kolei ratusz pozostaje niewzruszony na tłumaczenia spółki: to Kompania powinna zapłacić za usunięcie beczek. "Jednak nie jesteśmy bezczynni, bo odpady te stanowią poważne zagrożenie dla zdrowia mieszkańców" - dodaje rzeczniczka prasowa bytomskiego ratusza Katarzyna Krzemińska-Kruczek.

Na czym polega aktywność urzędników? Miasto nie tylko śle pisma do Kompanii, ale również oznaczyło teren. Teraz mieszkańcy Bytomia i Zabrza mogą już przeczytać o niebezpieczeństwie, jakie im grozi.