"Jesteśmy wstrząśnięci i zadziwieni tym, co się stało. Do tej pory nic nie wiedzieliśmy o łapówkarskim procederze" - zapewnia dr hab. n. med. Marek Durlik, dyrektor naczelny szpitala MSWiA.

Do momentu aresztowania Garlickiego nie docierały do nich żadne informacje na temat jakichkolwiek nieprawidłowości w klinice kardiochirurgi. "Nie było żadnych oficjalnych czy nieoficjalnych wiadomości, nawet anonimów mówiących o błędach w sztuce, postępowaniu czy korupcji" - twierdzi Durlik.

Dyrektor jednak potwierdza, że słyszał o skargach współpracowników na trudny charakter dr. Garlickiego. "On po prostu nie potrafił dogadać się ze swoimi podwładnymi i współpracownikami. Wielokrotnie z nim rozmawialiśmy, ale nie było podstaw do jego odwołania czy zwolnienia" - dodaje. Jego zdaniem, nie można jednak mówić o znęcaniu się - co zarzuca lekarzowi prokuratura.

Dyrektor twierdzi też, że do końca 2005 roku nie było żadnych zastrzeżeń do pracy Garlickiego. Miał on podobno najlepsze wyniki w kraju, jeśli chodzi o przeszczepy. Dopiero w ubiegłym roku wyniki te się pogorszyły.

Marek Durlik dodał, że w tej sprawie nie ma sobie nic do zarzucenia, ale oddaje się do dyspozycji przełożonych.