To nie historia z amerykańskiej autostrady, a z warszawskich ulic, którymi wczoraj wieczorem radiowozy goniły szaleńca w renault. Mężczyzna gnał na oślep i nie reagował na sygnały, które dawała mu policja. W pewnej chwili wjechał na chodnik. Odpadło mu koło. A on i tak popędził dalej. Na koniec uderzył w zaparkowanego fiata punto.
Odurzony narkotykami kierowca wydostał się z auta i pobiegł... prosto do śródmiejskiej komendy policji. Tam wykrzyczał zdumionemu mundurowemu, że musi go ratować przed porywaczami. Był przekonany, że porywaczami są ścigający go policjanci.
Mężczyzna skończył w policyjnym areszcie. Odpowie za jazdę po kokainie. Grożą mu dwa lata więzienia.