Bardzo przez niego cierpi, nieraz budzi się w nocy z krzykiem. "Bardzo mnie wtedy kłuje" - opowiada "Faktowi". "Te krzyki są przerażające. Muszę wtedy szybko podać jej leki uśmierzające ból, ale pomagają na krótko" - mówi zrozpaczona mama dziewczynki Lucyna Chalamska z Dopiewa pod Poznaniem. Zdruzgotana kobieta codziennie drży o życie ukochanej córeczki.

Już w chwili narodzin Kornelki czuła, że coś jest nie tak. Dziecko miało małe znamię na brzuszku. "Lekarze uspokajali mnie, że z czasem się wchłonie. Ja jednak wiedziałam, że mojej córeczce dolega coś poważnego" - wspomina przez łzy pani Lucyna.

Chodziła z dzieckiem od lekarza do lekarza, a naczyniak cały czas rósł. Przed trzema laty dziewczynka rozpoczęła chemioterapię, ale na nic się już zdała. Kiedy lekarze postanowili przerwać leczenie, Kornelia była zdruzgotana. "Zaczęła płakać. Tak bardzo chciała wyzdrowieć" - wspomina pani Lucyna. Ogromny naczyniak uniemożliwia dziewczynce normalne życie, z każdym dniem coraz bardziej osłabia jej serduszko. I choć lekarze stracili nadzieję, w Kornelce i jej mamie cały czas się ona tli - pisze "Fakt".

"Jest szansa. Moja kochana córeczka może być leczona za granicą. Niedługo jedziemy na badania do Niemiec. Tam robi się takie operacje, w Polsce nie" - tłumaczy pani Lucyna.

Na taki zabieg potrzebnych jest jednak sporo pieniędzy, których rodzice dziewczynki nie mają. Operacja może kosztować co najmniej 150 tys. zł. Kornelka i jej mama mają nadzieję, że takie pieniądze uda się uzbierać dzięki pomocy życzliwych ludzi. Pomóżmy zwyciężyć jej w tej ciężkiej walce o życie.


Pomóżmy Kornelce
Bank Pocztowy S.A. O/Poznań. Nr konta: 40 1320 1537 2152 0213 3000 0001 z dopiskiem "Pomoc dla Kornelii"











Reklama