Tuż po godz. 6.00 przez Pruszków pędził volkswagen passat. Gdy kierowca auta zobaczył policję, gwałtownie przyspieszył i z ogromn prędkością zaczął pędzić w kierunku Warszawy. Powiadomieni przez kolegów z Pruszkowa stołeczni mundurowi już wiedzieli, co się święci. Granatowego volkswagena dojrzeli w Alejach Jerozolimskich na wysokości ul. Łopuszańskiej.

Policjanci podbiegli do auta, gdy zatrzymało się na czerwonym świetle. O mały włos nie przypłacili tego życiem, bo kierowca ruszył i próbował ich rozjechać. W tej sytuacji mundurowi nie mieli wyboru. Wyciągnęli broń i ostrzelali auto. Kule przebiły trzy opony, przestrzeliły też tylną szybę. Ale nawet to nie powstrzymało szaleńca od dalszej jazdy. Z piskiem opon uciekł ze skrzyżowania. Na przebitych oponach przejechał jeszcze kilkaset metrów. W końcu drogę zajechała mu policja.

"Ponieważ auto miało zaryglowane drzwi, a kierowca sięgał po coś, co znajdowało się pod siedzeniem, policjanci wybili szybę i wyciągnęli mężczyznę na zewnątrz" - opowiada Mariusz Sokołowski z komendy stołecznej. Okazało się jednak, że w samochodzie nie było niczego niedozwolonego - ani narkotyków, ani niebezpiecznych materiałów. Kierowca nie był też poszukiwany przez policję.