Nieszczęścia nie przestają dotykać rodziny Werstaków. Pani Danuta i pan Czesław w poniedziałek stracili syna, którego zastrzelił strażnik szaleniec z sieradzkiego więzienia. A przecież w ich sercach nie zdążyły się jeszcze zabliźnić rany po stracie młodszego z braci, Krzysztofa, który zginął w lipcu ubiegłego roku! - pisze "Fakt".

Andrzej i Krzysztof byli nierozłączni. Starszy, Krzysiek, zawsze był wzorem dla swojego młodszego brata. Dzieliło ich aż 11 lat różnicy, ale zawsze znajdowali wspólne tematy. Nie było dnia, by do siebie nie dzwonili. Mogli gadać całymi godzinami. "Andrzej wpadał do nas czasem, mówił tylko: co tam słychać, mamo?, i zaraz leciał do Krzyśka" - opowiada "Faktowi" pani Danuta.

Krzysztof to była złota rączka. Miał smykałkę do mechaniki, a o samochodach wiedział wszystko. Cały wolny czas spędzał, dłubiąc przy nich."On to po prostu kochał" - mówi ojciec, pan Czesław. "A Andrzej lubił mu przy nich pomagać. Jak jeden nie dawał rady, to drugi zawsze coś wymyślił. Oni razem to mogli góry przenosić" - gdy ojciec wspomina synów, po policzkach spływa mu łzy.

Andrzej mówił na Krzyśka "Młody". Krzysiek nazywał go "Braciakiem". Razem pracowali na działce, którą Andrzej kupił, by zbudować dom. Porażony prądem Krzysztof zginął w lipcu 2006 roku. W zawsze gwarnym domu Werstaków zrobiło się cicho. Rodzice długo nie mogli otrząsnąć się po jego stracie. A teraz stracili też Andrzeja.

Śmierć młodszego aspiranta Andrzeja Werstaka wstrząsnęła Pabianicami. Ludzie jak mogą, starają się podtrzymać załamanych rodziców na duchu. Nie brakuje pięknych gestów. Takich jak ten, który uczynili Zofia i Stanisław Pietrzakowie, którzy postanowili przekazać rodzinie zastrzelonego policjanta swoją kwaterę na cmentarzu.

Zofia Pietrzak też nie miała łatwego życia. 40 lat temu ciężko zachorowała. Była mamą dwóch małych córeczek. Lekarze nie dawali jej żadnych szans. "Przed panią najwyżej rok życia" - mówili otwarcie. Ale ona nie traciła nadziei. Gorąco modliła się do Boga, by jej małe córeczki nie zostały bez matki. I Pan Bóg wysłuchał tych próśb. Ciężka choroba dotknęła też kilka miesięcy temu jej męża. Ale przeszedł przez nią. "To łaska zesłana przez Boga" - mówią Pietrzakowie.

Gdy wdowa po Andrzeju Werstaku, Magdalena, poprosiła Zofię Pietrzak, by rozważyła możliwość przekazania jej rodzinie kwatery na cmentarzu, kobieta nie zastanawiała się długo. "Wiedziałam, że oni chcą, by bracia leżeli obok siebie" - mówi. "Nie miałabym sumienia odmówić. To taka straszna tragedia..."

Werstakowie są jej wdzięczni. To dla nich ważny gest. Wciąż zadają sobie pytanie - dlaczego? Czy są w stanie wybaczyć mordercy? "Jan Paweł II uczył wybaczać. Sam uczynił piękny gest, wybaczył człowiekowi, który do niego strzelał. Ale mnie jest trudno zrozumieć, że mam wybaczyć mordercy. Bardzo trudno..." - kobieta ukrywa twarz w dłoniach.













Reklama