Blok operacyjny bydgoskiego szpitala jest nowoczesny, z najlepszym sprzętem, ale wykorzystywany tylko w 40-50 procentach. Wszystko przez limity w umowie podpisanej z Narodowym Funduszem Zdrowia. Kolejka do skalpela jest długa, ale pieniędzy starcza tylko na część zabiegów - do 3 tys. rocznie.
Tymczasem pacjent, którego na to stać, mógłby leczyć się dobrze i szybko, bez konieczności oczekiwania - tłumaczy dziennikowi.pl Krzysztof Motyl, zastępca dyrektora ds. lecznictwa szpitala w Bydgoszczy. Mógłby, gdyby blok operacyjny szpitala wynająć lekarzom w ramach prywatnych praktyk. Nie ma jeszcze konkretnych umów, ale pomysł chwycił. "Prywatne" operacje prowadzić mają lekarze z całej Polski. Ale tylko wybitne i uznane autorytety - podkreśla Motyl.
Medycy korzystać będą ze sprzętu bydgoskiego szpitala lub własnego. Dyrekcja placówki liczy, że dzięki takim "prywatnym" operacjom do szpitalnej kasy trafią dodatkowe pieniądze. Zmaleje również długi ogon czekających na operację, bo ta część pacjentów, którą będzie na to stać, zapłaci za zabieg i zostanie wykreślona z kolejki.