TOPR-owców zaalarmował kolega turysty. Widział, jak jego towarzysz spada z Orlej Perci do Buczynowej Dolinki. Okazało się jednak, że mężczyźnie nic się nie stało. Sam doszedł do schroniska. Śmigłowiec musiał zabrać jednak jego kolegę, który pomoc wezwał. Bo mężczyzna nie potrafił sam zejść z Orlej Perci.

Dziś ratownicy wyjeżdżali do ośmiu wypadków. W Kotle Gąsienicowym wywrócił się narciarz; pod Rysami spadł ze szlaku ratownik GOPR, ale tylko się poobijał i o własnych siłach zszedł w dolinę. Pod Świnicą dwoje turystów spadło ze szczytu. Jedna osoba trafiła do szpitala z podejrzeniem złamania kręgosłupa, druga na szczęście tylko niegroźnie się potłukła.

Ponadto ratownicy wyjeżdżali do ataku padaczki na Gubałówce, do złamanej ręki, a także do nieprzytomnego turysty na drodze do Morskiego Oka. Z nieznanych przyczyn 77-letni mężczyzna nagle stracił przytomność. Po podłączeniu do aparatury wspomagającej oddychanie, wciąż nieprzytomny, został przetransportowany do szpitala. Niestety, zmarł.

Skąd ta plaga wypadków? Jak wyjaśniają TOPR-owcy, wszystko przez słońce, śnieg i tłumy nieodpowiedzialnych turystów.

"W Tatry przyjechali ludzie całkowicie nieprzygotowani do górskich wędrówek" - mówią ratownicy TOPR w rozmowie z dziennikiem.pl. Turyści widzą przepiękne słońce i myślą, że można bez przeszkód wędrować w górach. A w Tatrach wciąż leży jeszcze śnieg i bez specjalistycznego sprzętu lepiej zostać w schronisku.