Polscy żołnierze testują sprzęt zgromadzony w Afganistanie. Po raz pierwszy na strzelanie poza bazę w Szaranie wyjechały Rosomaki. Liczący 1200 osób kontyngent osiągnie gotowość operacyjną do końca miesiąca, czyli kilka tygodni później, niż to pierwotnie zakładano.
Osiem transporterów kołowych Rosomak i cztery hummery testowano u podnóża gór otaczających bazę w Szaranie. Dowódcy sprawdzali system nawigacji, łącznościowcy komunikacji, a kierowcy, czy pojazdy swobodnie poruszają się w terenie górskim. Na końcu oddano strzały z armaty. "Rosomaki są gotowe do działania" - uważa zastępca dowódcy Polskiej Grupy Bojowej, major Tomasz Biedziak.
Cały kontyngent osiągnie gotowość bojową później, niż to zapowiadano. Jak zapowiedział szef sztabu generalnego gen. Franciszek Gągor, stanie się to prawdopodobnie do końca miesiąca. To już trzecia data. Najpierw wymieniano 1, a potem 7 czerwca. Wciąż brakuje sprzętu, m.in. z konwojów okradzionych w Pakistanie.
ZBIGNIEW PARAFIANOWICZ, DZIENNIK: Co oznacza pojęcie "osiągnięcie pełnej zdolności operacyjnej" przez polskie wojsko stacjonujące w Afganistanie?
GEN. MAREK TOMASZYCKI: To znaczy, że wszystko jest zapięte na ostatni guzik. Ludzie są na miejscu, mają odpowiedni sprzęt, są wyszkoleni i przygotowani do działania. Każdy zna swoje zadania i swoje miejsce.
Kiedy zatem polskie oddziały osiągną pełną gotowość?
To tajemnica służbowa i może na razie niech tak pozostanie, aż będziemy mogli ją oficjalnie ogłosić. Powiem tak: większość elementów polskiego kontyngentu już dawno ją osiągnęła i prowadzi działania.
A jak będzie wyglądała służba polskich żołnierzy? Podobnie jak Amerykanie będą się wypuszczali na tydzień „w teren” pięcioma hummerami, zakładali obóz i strzegli okolicy?
Będzie również i tak. Do tego dochodzą normalne zadania misji stabilizacyjnej. Czyli pokaz obecności. Wszystko po to, by zwiększyć bezpieczeństwo ludności zamieszkującej tereny, na których działamy. Będziemy również odbudowywać ten kraj, stawiać go na nogi, szkolić siły bezpieczeństwa państwa. Będziemy współpracować z władzami Afganistanu. Ludzie muszą uwierzyć, że mają tu dobry rząd, który o nich dba.
A kto jest naszym przeciwnikiem w tym kraju?
Ten kto jest przeciw legalnym władzom i mieszkańcom Afganistanu. Jednym z przeciwników są terroryści. Zresztą talibowie też używają metod terrorystycznych. Ale nie tylko al-Kaida i talibowie wchodzą w rachubę. Walczymy także z mafią narkotykową, zorganizowanymi grupami przestępczymi. Z ugrupowaniami, które chcą w sposób siłowy przejąć władzę.
Jak pan ocenia zdolności talibów do walki ? Czy są dobrze wyszkoleni?
Jeśli ktoś całe życie spędził na wojnie, to trudno, by nie był niebezpieczny. Są groźni i zdeterminowani. Ideologicznie są nastawieni przeciw wszystkiemu, co nie jest zgodne z ich wizją świata.
Czy teraz z powodu żniw makowych (i produkcji opium) można się spodziewać zmniejszenia aktywności talibów?
W okresie żniw rzeczywiście część oddziałów talibów jest odsyłana na pola, by tam pracować lub ich bronić. Jednak te żniwa nie są latem. Ta pora roku to czas, kiedy walki się wręcz nasilają. Żniwa makowe są dwa, czasami trzy razy do roku, mniej więcej co cztery miesiące: ostatnie skończyły się w maju. Zbiory zależą od pogody; czy jest słonecznie, czy pada deszcz.
Talibowie walczą w małych grupach według taktyki uderz i uciekaj. Czy chodzi im głównie o efekt psychologiczny, by były straty wśród żołnierzy NATO i zniechęcenie do misji?
Taktyka działania małymi grupami jest rzeczywiście bardzo popularna. Talibowie wiedzą, że część dziennikarzy ich obserwuje i że opis ich działań znajdzie się w zachodniej prasie. To ważny element kampanii informacyjnej. Poza tym większe grupy łatwiej wykryć i zniszczyć. Już nie ma w Afganistanie tylko talibów starego pokolenia. Teraz są również tzw. neotalibowie, dobrze wykształceni.
Błędne jest mniemanie, że talib jest tępym człowiekiem, który tylko i wyłącznie wie, jak strzelać. Neotalibowie są dobrze wykształceni i mają bardzo dobrych dowódców. Znają się na prowadzeniu kampanii informacyjnych. Potrafią wykorzystać wszystko, co tylko mogą, przeciw rządowi i koalicji.
Jak zapobiec temu, by lokalna ludność nie kojarzyła operacji w Afganistanie z interwencją sowiecką w tym kraju na przełomie lat 70. i 80.?
Nie spotkałem się z sytuacją, by ktoś kojarzył tę misję z interwencją sowiecką. To dwie całkowicie różne sprawy. Przede wszystkim w kontaktach z mieszkańcami Afganistanu musimy szanować ich kulturę, religię, zwyczaje. I dołożyć wszelkich starań, by zaspokoić ich potrzeby.
Na razie Afgańczycy są neutralni?
Większość postrzega nas pozytywnie.
Kiedy można się spodziewać zakończenia misji w Afganistanie?
Mam nadzieję, że będzie to misja jak najkrótsza. Będzie mona powiedzieć o sukcesie, gdy afgańskie siły bezpieczeństwa zaczną tu dobrze funkcjonować, niezależnie od sił NATO. Gdy zacznie tu normalnie działać gospodarka, a rząd i władze samorządowe będą normalnie pracowały.
Ani Aleksandrowi Wielkiemu, ani Czyngis-chanowi, ani Brytyjczykom i Rosjanom nie udało się wygrać w Afganistanie. Dlaczego NATO miałoby się to udać?
NATO nie prowadzi tu żadnej interwencji. Interwencja była rosyjska czy też ofensywa – talibów. Sojusz prowadzi misję stabilizacyjną. Udziela pomocy militarnej i gospodarczej. Trudno znaleźć analogie do wypraw, o których pan mówi.
Afganistan jest do wygrania?
Jeśli rozmowy przerodzą się w czyny, osiągniemy sukces.
*Generał Marek Tomaszycki jest dowódcą Polskiego Kontyngentu
Wojskowego w Afganistanie działającego w ramach ISAF, misji NATO