"Wprowadzenie tych pieniędzy do systemu, nie zaznaczając, że mają iść na płace, spowoduje, że każdy dyrektor może zdecydować, czy kupi sondę do USG, czy wyda je na inne zakupy" - tłumaczyła w radiowych "Sygnałach Dnia" szefowa pielęgniarskiego związku Dorota Gardias. Dodała, że jeżeli rząd nie podkreśli wyraźnie, na co mają iść pieniądze, to obiecane sześć miliardów będzie "marnowaniem pieniędzy".

Reklama

Gardias podkreśliła, że wczorajsze spotkanie pielęgniarek z premierem nie rozwiązało problemów, z jakimi boryka się służba zdrowia. Dlatego pielęgniarskie miasteczko namiotowe nie zniknie sprzed kancelarii premiera. A siostry jeszcze dziś zdecydują, co dalej z protestem.

Zarzekają się jednak, że strajku nie zakończą. Szefowa OZZPiP zapewniała, że do stolicy jadą kolejne autokary z pielęgniarkami. Koleżanki powiedziały mi, że to, co słyszą, to jest stanie w miejscu - tłumaczyła Gardias.

Na wczorajszych negocjacjach szef rządu zaproponował pielęgniarkom, że ich płace wzrosną od 2006 do 2008 roku o 50 procent. Bo ustawa gwarantująca podwyżki została uchwalona w 2006 roku. Zapewnił, że tegoroczny 30-procentowy wzrost, który dała, jest pewny również w przyszłości.

Reklama