Protest pielęgniarek przed kancelarią premiera jest nielegalny - uznał w piątek wojewoda mazowiecki Jacek Sasin. W piśmie do prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz wezwał do "doprowadzenia do stanu zgodnego z prawem".
Wojewoda uważa, że demonstracja przed kancelarią stała się nielegalna 19 czerwca o godz. 15, kiedy upłynął termin wyznaczony w pierwszej zgodzie wydanej przez władze miasta.
"Miasteczko powstało spontanicznie, więc nie mogłyśmy wcześniej wystąpić o zgodę. Natychmiast jak powstało, zwróciłyśmy się do pani prezydent i uzyskałyśmy na nie zgodę do 15 lipca. Nie sądzę, by pani prezydent zrobiła coś nielegalnie. A wojewoda pewnie ma naciski ze strony rządowej" - komentuje Longina Kaczmarska ze Związku Pielęgniarek i Położnych.
W rzeczywistości pielęgniarki złożyły w ratuszu wniosek o przedłużenie manifestacji dopiero 20 czerwca. W dodatku chodziło o zgodę na demonstrację między 20 a 27 czerwca. Władze miasta nie wydały zgody, informując, że zgodnie z ustawą należało wystąpić o nią najpóźniej trzy dni przed demonstracją. Wtedy pielęgniarki złożyły wniosek o zgodę na manifestację od 24 czerwca do końca miesiąca i ją otrzymały.
"Wezwałem panią prezydent Hannę Gronkiewicz-Waltz do realizowania prawa. Chcę, żeby rozwiązała nielegalną manifestację pielęgniarek przed kancelarią premiera. Daję jej czas do poniedziałku. Jeśli zgodnie z prawem tego nie uczyni, zawiadomię prokuraturę o łamaniu przez prezydent Warszawy prawa oraz o nielegalnej manifestacji pielęgniarek" - mówi "Wprost" Jacek Sasin, wojewoda mazowiecki. "O tym, że manifestacja jest nielegalna, jeszcze dziś poinformuję ministra spraw wewnętrznych i administracji" - dodaje.
"Na razie jeszcze nic mi nie wiadomo, by manifestacja pielęgniarek była nielegalna" - powiedział DZIENNIKOWI o godz. 17 minister Kaczmarek.
Wczoraj poparcie dla pielęgniarek zademonstrowali górnicy, nauczyciele i marynarze. Pod hasłem "związki zawodowe razem" pikietowało w sumie pod kancelarią premiera ponad dwa tysiące osób skrzykniętych przez Forum Związków Zawodowych.
Pikietujący nie prowokowali policji i nie blokowali ruchu samochodów. "Prowadzimy rozmowy z rządem, więc manifestacja ma charakter pokojowy. Chciałyśmy nawet ograniczyć jej liczebność, ale autokary już były podstawione" - tłumaczy Iwona Borchulska z Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych.
Jednak nie obeszło się bez ataków na rząd. "Gdyby była wola polityczna rządu, pielęgniarki dostałyby z budżetu pieniądze już dawno i nie byłoby białego miasteczka" - mówiła do tłumu Dorota Gardias, szefowa Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych. Podziękowała ministrowi zdrowia Zbigniewowi Relidze za to, że załagodził konflikt i podjął rozmowy.
Kłopot w tym, że kolejna runda negocjacji zaplanowana na wtorek najpewniej znowu zakończy się fiaskiem. Pielęgniarki zażądały 80 proc. z 480 mln obiecanych przez rząd na płace w tym roku. Twierdzą, że gdyby środki były mniejsze, otrzymałyby na rękę zaledwie po kilkadziesiąt złotych miesięcznie. Premier Kaczyński powiedział, że się na to zgodzi, ale pod warunkiem że inne związki na to przystaną.
Ale już wczoraj odezwały się głosy sprzeciwu. Ogólnopolski Związek Zawodowy Techników Medycznych Elektroradiologii zagroził strajkiem, jeśli rząd spełni żądania pielęgniarek. Cezary Staroń, szef związku, tłumaczy: "Pielęgniarki chcą zrobić skok na kasę. To nieuczciwe. Nie może być tak, że więcej dostaje ten, kto mocniej strajkuje. Jeśli tak, to my też zastrajkujemy. Na początek ogłaszam akcję w czwartek i piątek w godz. 10-12."
Jego zdaniem pielęgniarki wbiły gola do własnej bramki. "Do tej pory je popieraliśmy, bo ich protest nie uderzał ani w chorych, ani w finanse szpitali. A od teraz nie, bo skłóciły środowisko" - dodaje Cezary Staroń.
Także Maria Ochman, szefowa "Solidarności" służby zdrowia, o propozycji pielęgniarek wypowiada się sceptycznie: "Odbieram wiele telefonów krytykujących tę propozycję. Szpital to zespół naczyń połączonych. Nie można jednym dać, a innym nie. To jest konfliktowanie, bo nic bardziej nie konfliktuje jak pieniądze" - mówi.
Co się stanie, jeśli porozumienia nie będzie? Zdaniem niektórych pielęgniarki pod skrzydłami Forum Związków Zawodowych dążą do zaostrzenia konfliktu, strajku generalnego i obalenia rządu. Iwona Borchulska ze Związku Pielęgniarek zaprzecza. "Jesteśmy nastawione pokojowo. Nie dążymy do rewolucji, a tylko do realizacji naszych postulatów" - zapewnia. - "Ale jeśli problemy nie będą rozwiązane, to miasteczko zostanie i dojdzie do eskalacji naszego protestu."
Pielęgniarki chcą dostać na podwyżki aż 80 proc. z oferowanych przez rząd 480 mln zł. Nie zgadzają się na to jednak inne medyczne związki zawodowe. Ich przedstawiciele mówią: "To skok na kasę i konfliktowanie środowiska".
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Powiązane
Reklama
Reklama
Reklama