Najpierw jednak Bury, poseł z okręgu rzeszowskiego, chce zawiadomić o zagrożeniu lokalne starostwa. Bury pochodzi z Przeworska, a to ledwie 100 kilometrów od ukraińskich Sianek. Właśnie z Sianek, maleńkiej miejscowości na polsko-ukraińskiej granicy, mogą dostać się do Polski niezwykle toksyczne i groźne substancje.

Reklama

Stoi tam kilkanaście zbiorników wypełnionych pestycydami - między innymi prawdopodobnie środkiem DDT, używanym w latach 60. do zwalczania szkodników w rolnictwie. Przez szczeliny w ich ścianach strugami wypływa czarna jak smoła, śmierdząca ciecz. Jeśli wielkie silosy zawalą się, toksyna dostanie się do rzeki San i dojdzie do katastrofy ekologicznej. Zagrożone będzie życie i zdrowie mieszkańców Podkarpacia.

"To rzeczywiście bardzo groźne, natychmiast się tym zajmę" - bije na alarm Jan Bury. "Poproszę, by starostowie powiatów sąsiadujących z Ukrainą zrobili rozpoznanie, poproszę o reakcję wojewodę i wyślę list do prezydenta Lecha Kaczyńskiego" - dodaje Bury. Czasu jest coraz mniej. Już teraz ekolodzy rejestrują ślady środka DDT w rzece San.

"Znaleliśmy te pestycydy z Sianek w wodzie" - potwierdza Łukasz Supergan z organizacji Greenpeace Polska.
Coraz bardziej przerażeni są mieszkańcy tamtych rejonów. "Z Ukrainy to same problemy. Po tamtej stronie granicy strzelają do jeleni, żubrów i saren. A teraz jeszcze to..." - łapie się za głowę pan Staszek z Tarnawy.

Reklama

"To nie do pomyślenia, żeby w tym wieku coś takiego miało miejsce. Przecież są jakieś służby ochrony środowiska na Ukrainie, więc nie mieści mi się w głowie, jak to jest możliwe. Nasze władze powinny zareagować" - mówi Zdzisława Łojek z Rzeszowa.