Początkowo doniesienie brzmiało bardzo poważnie, więc policjanci natychmiast przystąpili do tropienia złodzieja. Obejrzeli filmy z kamer monitorujących okolice zajścia, a na miejsce zdarzenia wysłali policjanta z psem tropiącym. W tym czasie "ofiara" była przesłuchiwana. Policjanci dziwili się jedynie, że nie potrafi ona podać żadnych szczegółów na temat złodzieja, a opis kradzieży brzmi jak scenariusz filmu akcji.
Nie było też żadnych dowodów kradzieży pieniędzy, ani śladu młodego chłopaka na rowerze, który rzekomo miał wyrwać kobiecie plecak. Prawdą okazało się jedynie, że krakowianka w istocie wypłaciła z banku wymienioną kwotę.
Policjanci nie potrzebowali wiele czasu na poznanie prawdy. Wystarczyło sprawdzić bagażnik samochodu kobiety. Bezpiecznie spoczywał w nim plecak z... 370 tys. złotych w gotówce.
Możnaby pomyśleć, że sprawa zakończyła się szczęśliwie - w końcu udało się odnaleźć pieniądze. Problem jednak w tym, że kobieta jedynie wymyśliła napad na siebie. Nie wiadomo, dlaczego tak zrobiła. Według policji chciała najpewniej zwrócić na siebie uwagę. Po co? To tajemnica. Niemal pewne jest jednak zakończenie przygody - kobiecie grożą trzy lata więzienia.