W ubiegłym tygodniu ujawniliśmy szczegóły kuriozalnej i wstydliwej dla oskarżycieli sprawy. Opisaliśmy, jak 12 maja na gorącym uczynku zatrzymany został Konrad P. z prokuratury rejonowej na warszawskiej Ochocie. Żądał seksu od kobiety podejrzanej o sklepową kradzież. Udała, że przystaje na jego warunki, a w rzeczywistości poinformowała o tym przełożonych i policjantów. Policjanci z wydziału antykorupcyjnego zainstalowali kamery w gabinecie prokuratora. Został zatrzymany w momencie, gdy zdejmował bieliznę.

Reklama

Natychmiast po tym źle się poczuł i rozchorował. W efekcie sąd dyscyplinarny nie mógł mu uchylić immunitetu. Aż do piątku. Wcześniej sam prokurator generalny Andrzej Seremet zawiesił prokuratora w czynnościach zawodowych, co oznacza obniżenie pensji o połowę.

Dziś jeszcze nie wiadomo, czy po postawieniu mu zarzutów prokurator będzie występował o areszt tymczasowy. W podobnych sprawach policjanci trafiali natychmiast za kratki, a prokuratorzy argumentowali, że mogą mataczyć w śledztwie. Teraz nieoficjalnie dowiedzieliśmy sie, że w tym samym postępowaniu śledczy sprawdzają, czy inni prokuratorzy z Ochoty nie działali w podobny sposób. – Weryfikujemy każdą wizytę kobiety po godzinach pracy urzędu, trochę tego jest – mówi nam jeden ze stołecznych prokuratorów.