Reporter pisze, że miał wgląd we wstrząsający katalog sekcyjnej dokumentacji fotograficznej. Gazeta jednak nie chce epatować czytelników, więc świadomie zrezygnowała z opisu szczegółów badań sekcyjnych i stanu ciała prezydenta.

Reklama

Ujawnia natomiast, że obecni przy sekcji, trwającej od godziny pierwszej w nocy do szóstej rano, byli z polskiej strony prokurator Krzysztof Parulski oraz konsul. "Prokurator słuchał, widział wszystkie nasze czynności, no i, jakby to powiedzieć, nie miał nic przeciwko", oświadczył dr Maksymienko.

"Nasz Dziennik" opisuje też obskurny barak na peryferiach Smoleńska, będący sądowym prosektorium. To tam dokonano sekcji zwłok Lecha Kaczyńskiego i stamtąd wyruszył on w powrotną drogę do Ojczyzny.

Dziennikarza gazety nie dopuszczono do niszczejącego, niczym nie zabezpieczonego wraku samolotu. W efekcie "ekspertyzy, które - być może - trzeba będzie wykonać, będą niedokładne, obarczone błędem spowodowanym wpływem różnorodnych czynników fizycznych, działających przez miesiące, jakie upłynęły od katastrofy. Jeśli kiedyś nawet te szczątki wrócą do Polski, to ustalenia polskich ekspertów mogą być z tego powodu podważone", pisze "Nasz Dziennik".

Reklama