"Kiedy nie było klientów, do środka niespodziewanie wchodził zamaskowany napastnik. Na głowie miał czapkę z daszkiem i duże przeciwsłoneczne okulary. Podchodził do kasy i wyciągając pistolet, który kierował w stronę personelu placówki, oświadczał, że jest to napad. Żądał, aby natychmiast wydać mu wszystkie pieniądze znajdujące się w kasie. Skierowany w stronę pracowników pistolet i groźba jego użycia zwykle skutkowały" - powiedziała Padło.
Według policji za każdym razem rabował co najmniej kilka tys. zł, a potem wychodził z banku.
"Tak było i podczas ostatniego napadu w miniony piątek - 27 sierpnia. O godzinie 11.45 młody mężczyzna - jak sądzono po sposobie zachowania i sylwetce - w czapce z daszkiem i słonecznych okularach wszedł do placówki finansowej przy ul. Ćwiklińskiej w Krakowie" - mówiła Padło.
I tym razem podszedł do okna kasowego i z kieszeni wyciągnął przedmiot przypominający rewolwer. Zagroził kasjerce i zażądał pieniędzy. Dostał kilka tysięcy zł. Jednak tym razem na miejscu błyskawicznie znaleźli się policjanci. Ustalili, że bandyta przypuszczalnie wsiadł do zaparkowanego kilka ulic dalej samochodu marki golf, który czekał na niego z włączonym silnikiem. Kilkanaście godzin później samochód został odnaleziony; w środku była większość zrabowanych pieniędzy oraz rewolwer (jak się okazało hukowy), który posłużył do napadu.
"Zatrzymano rodzeństwo - 20-letnią mieszkankę Krakowa oraz o osiem lat starszego brata. Jak się okazało obydwoje brali udział w napadzie - ona jako kierowca, a on jako ten, który bezpośrednio rabował pieniądze" - powiedziała Padło.
Mężczyzna usłyszał zarzut rozboju z użyciem niebezpiecznego narzędzia, za co grozi kara pozbawienia wolności do 12 lat; został już aresztowany. Kobieta odpowie za paserstwo.