Jak poinformował w poniedziałek PAP rzecznik prasowy Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, ppłk Sławomir Schewe, przygotowanie opinii opóźniło się, bo pracujący nad nią biegli od kwietnia byli zaangażowani w sprawę wyjaśniania przyczyn katastrofy pod Smoleńskiem.

Reklama

"Opinia jest już gotowa, dziś miało nastąpić jej podpisanie przez wszystkich członków komisji, kiedy to nastąpi zostanie przesłana do prokuratury" - powiedział PAP Schewe. Opinia uzupełniająca była potrzebna, ponieważ wyjaśnienia wymagały zagadnienia wynikłe z analizy całości zebranego materiału. Informacje na temat treści dokumentu mogą być ujawnione po tym, gdy z jej treścią zapozna się prokuratura.

Rzecznik odniósł się też do ustaleń dziennikarzy "Superwizjera" TVN. Z ich informacji wynika, że paliwo - na którym leciała rozbita CASA - było złej jakości, w maszynie tuż przed katastrofą nie działała czarna skrzynka, zaś piloci podczas podchodzenia do zakończonego katastrofą lądowania byli przemęczeni, bo pracowali, wbrew prawu, kilkanaście godzin.

"Fakty te były znane prokuraturze. Potwierdzam, że jeden z parametrów paliwa był powyżej dopuszczalnej normy, ale biegli we wcześniej wydanej opinii odnieśli się do tego stwierdzając, że nie miało to wpływu na pracę silnika, a tym samym na katastrofę. Sprawa przekroczenia godzin pracy jest jednym z elementów zarzutu, który przedstawiliśmy ppłk. Leszkowi L." - poinformował Schewe.

Jak dodał - według ustaleń prokuratury - rejestrator działał od początku do końca lotu i prokuratura dysponuje jego ciągłym zapisem.

"Nie ustaliliśmy, by nastąpiła jakakolwiek awaria i by to urządzenie zaprzestało swojej pracy przed momentem katastrofy. Rzeczy ujawnione przez dziennikarzy nie są dla śledczych nowe, one nie były ujawniane opinii publicznej ze względu na toczące się śledztwo" - stwierdził.



Reklama

Samolot transportowy CASA C-295M rozbił się 23 stycznia 2008 r. w Mirosławcu (Zachodniopomorskie). Maszyna wykonywała lot na trasie Okęcie - Powidz - Krzesiny - Mirosławiec - Świdwin - Kraków; rozwoziła uczestników konferencji Bezpieczeństwa Lotów Lotnictwa Sił Zbrojnych RP. Zginęło wtedy 20 lotników - czteroosobowa załoga i 16 oficerów.

Po katastrofie stanowiska straciło pięciu wojskowych bezpośrednio odpowiedzialnych - w ocenie ministra obrony - za decyzje, które do niej doprowadziły. Byli to ppłk Leszek L., ówczesny dowódca 13. eskadry lotnictwa transportowego z Krakowa, kontroler zbliżania oraz precyzyjnego podejścia, kontroler lotniska, komendant Wojskowego Portu Lotniczego w Mirosławcu i starszy dyżurny Centrum Operacji Powietrznych.

W sprawie do tej pory przedstawiono zarzuty dwóm osobom. Ppłk Leszek L. jest podejrzany o nieumyślne niedopełnienie obowiązków ws. katastrofy wojskowego samolotu CASA. Grozi mu kara do dwóch lat pozbawienia wolności. Por. Adam B., były kontroler zbliżania i precyzyjnego podejścia w Wojskowym Porcie Lotniczym w Mirosławcu, usłyszał zarzut nieumyślnego sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu powietrznym; grozi mu do dwóch lat więzienia.

Zarzuty postawiono m.in. na podstawie opinii przygotowanej przez biegłych, którą prokuratura otrzymała w grudniu 2009 r. Śledczy badający sprawę biorą pod uwagę odpowiedzialność załogi samolotu oraz osób, które były odpowiedzialne za organizację lotu i za sprowadzenie samolotu do lądowania, nie wykluczają też postawienia zarzutów innym osobom.

Komisja badająca przyczyny tragedii uznała, że doprowadził do niej splot wielu okoliczności. Jak ustalili eksperci, na katastrofę miał wpływ m.in. niewłaściwy dobór załogi i jej niewłaściwa współpraca w kabinie, niekorzystne warunki atmosferyczne na lotnisku, brak obserwacji wskazań radiowysokościomierza podczas podejść do lądowania i błędna interpretacja wskazań wysokościomierzy.