Według "Gazety Polskiej", której dziennikarze mieli zapoznać się z materiałami, do których dotarła także redakcja "Wprost", w tekście tygodnika pominięto "kluczowe dla śledztwa zeznania, wskazujące, że winę za katastrofę może ponosić strona rosyjska".
Zdaniem dziennikarzy "GP", na winę strony rosyjskiej wskazują zeznania pilotów wojskowych. Mieli oni mówić śledczym o tym, że Rosjanie przekazali stronie polskiej błędne karty podejścia, a są to dane niezbędne podczas podchodzenia do lądowania na danym lotnisku.
W aktach smoleńskich ma się znajdować także zeznanie mówiące o zakłóconym działaniu bliższej radiolatarni. O problemach z radiolatarnią mówił śledczym pilot jaka-40, który lądował na lotnisku w Smoleńsku przed katastrofa tupolewa.
Kolejna sprawa, na którą zwraca uwagę "Gazeta Polska", to możliwe wadliwe działanie systemu GPS, z którego wskazań korzysta autopilot. A - przypomnijmy - to właśnie korzystając z pracy tego urządzenia załoga wykonywała manewr podejścia do lądowania.
Dziennikarze piszą także o pracy meteorologów na lotnisku w Smoleńsku. Naczelnik stacji meteorologicznej lotniska miał zeznać, że powinno ją obsługiwać trzech pracowników. Tymczasem feralnego dnia był tylko on.
W tekście "Wprost" pojawiły się informacje m.in. o tym, że śledczy bardzo energicznie sprawdzają wątek, mówiący o obecności gen. Błasika za sterami tupolewa w ostatnich minutach lotu.