Pospieszalski żali się na swój los w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej". Zapewnia, że "Warto rozmawiać" to program robiony uczciwie, gdzie każda strona miała czas na wypowiedź. Przytacza opinię Zbigniewa Hołdysa i profesora Wojciecha Sadurskiego, którzy bronią zdjętej z anteny TVP audycji.
Podkreśla, że jego zamiarem było umożliwienie rozmowy na trudne i ważkie tematy.
"Ja chciałbym o tym rozmawiać i staramy się to robić. Tylko że nam odmawia się prawa do takiej rozmowy. Bo po 10 kwietnia program <Warto rozmawiać> został skutecznie zakwalifikowany jako miejsce, w którym wybuchają smoleńskie granaty i w którym się niszczy obóz władzy" - skarży się Jan Pospieszalski.
Publicysta nie ukrywa, że za utratę pracy nie wini władz telewizji publicznej, a szefa rządu.
"Zostałem nazwany przez premiera propagandzistą PiS. Premier rządu oficjalnie odebrał mi prawo wykonywania zawodu! To rzecz bezprecedensowa w zachodniej demokracji. A kolejną rzeczą bezprecedensową jest to, że premier uczynił tak na podstawie filmu <Solidarni 2010>, o którym jednocześnie otwarcie powiedział, że go nie oglądał!" - mówi Jan Pospieszalski.