Do zabójstwa doszło w maju 2009 roku w Andrychowie. Mężczyzna, wysłany wieczorem przez żonę po piwo do sklepu, zginął na ścieżce przy rzece Pieprzówce; został tam zasztyletowany przez czekającego na niego zabójcę.

Sąd uznał, że para współpracowała przy zabójstwie i że wina obojga oskarżonych jest udowodniona. Nie podzielił tezy oskarżonego, że zadał ciosy, broniąc się przed mężem znajomej. Wskazał, że oskarżony przed zabójstwem kupił specjalny nóż za 300 zł, tj. za jedną czwartą swojej pensji i w umówionym wcześniej ze wspólniczką miejscu czekał na jej męża.

Reklama

Podkreślił także, że 12 ciosów, od których zginęła ofiara, było zadawanych także od tyłu. Nikt, kto broni się, nie zadaje ciosów w plecy ofiary - podkreślił sędzia w uzasadnieniu wyroku.

Podobnie - zdaniem sądu - udowodniona została wina oskarżonej. "Można być winnym zabójstwa, wypowiadając tylko dwa słowa: +idź i zabij+" - powiedział sędzia Rafał Lisak. Jak podkreślił, o tym, że Katarzyna W. planowała zabójstwo męża, świadczy m.in. fakt, że kilka dni wcześniej zabrała męża do galerii handlowej w Bielsku-Białej pod pozorem zakupów, a w rzeczywistości, by pokazać swojemu wspólnikowi przyszłą ofiarę.

Ponadto w wieczór zabójstwa wysłała męża po zakupy mało uczęszczaną ścieżką, wiedząc, że zabójca będzie tam na niego czekał. "Bez tych działań do zabójstwa by nie doszło" - powiedział sąd.

Sędzia podkreślił, że Dariusz R. działał w warunkach recydywy, ponieważ dopuścił się zabójstwa w kilka miesięcy po odbyciu kary 12 lat pozbawienia wolności za inne zabójstwo. Dlatego zastrzegł w wyroku, że oskarżony będzie mógł skorzystać z prawa do ubiegania się o warunkowe przedterminowe zwolnienie po odbyciu 21 lat kary.

"To chyba nie była miłość, to było coś złego, bo przyniosło złe owoce" - powiedział sąd o uczuciach łączących oskarżonych.

Wyrok nie jest prawomocny.