"Z jednej strony Polacy mają najwięcej ze wszystkich okupowanych społeczeństw drzewek upamiętniających Sprawiedliwych wśród Narodów Świata w Yad Vashem. Z drugiej strony wydawanie czy okradanie usiłujących się ukrywać Żydów to były zjawiska powszechne" - mówi w wywiadzie dla "Newsweeka" Jan Tomasz Gross.
Autor kontrowersyjnej książki podkreśla, że Polacy, którzy zdecydowali się pomagać Żydom bezinteresownie, obawiali się denuncjacji ze strony rodaków. "Bali się sąsiadów gotowych w każdej chwili sprowadzić gestapo, byli społecznie naznaczeni i poddani ostracyzmowi" - mówi.
Gross dodaje, że Polacy nagrodzeni tytułem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata po wojnie ukrywali ten fakt, bo bali się reakcji otoczenia
"Nie było też normy społecznej, która by mówiła, że krzywdzenie Żydów jest niewłaściwe, że to grzech. Polacy przychodzili do kościołów w ubraniach po Żydach. Łapano i wydawano na śmierć Żydów zupełnie otwarcie i ludzie, którzy tak postępowali, nie byli poddawani ostracyzmowi. Nie do końca potrafię powiedzieć dlaczego" - mówi w wywiadzie autor "Złotych żniw".
Według Grossa, dla badaczy historii nie jest tajemnicą rozkopywanie grobów żydowskich w Treblince.
"Nikt Treblinki nie sprzątał do późnych lat 50., choć milicja mogła od czasu do czasu zapędzać do sprzątania tych, których złapano na wykopkach. W latach 40. okoliczni mieszkańcy kopali tam masowo i to nie tylko w popiołach. Wykopywali także rozkładające się szczątki" - mówi.
Pytany o intencję, jaka przyświecała mu w trakcie pisania "Złotych żniw", Gross odpowiada: "Rozkopywanie terenów obozów masowej zagłady Żydów to tylko punkt wyjścia książki. Ona mówi o szerszym zjawisku – o udziale ludności miejscowej na obrzeżach Zagłady, w procesie prześladowania żydowskich współobywateli".