Służby dostały e-mail z informacją o podłożonej bombie o północny z poniedziałku na wtorek. "Zrobimy z wam porządek" - brzmiała groźba. Ostrzeżenia rozesłano do szeregu prokuratur i szpitali, w których rzekomo podłożono ładunki wybuchowe. Eksplozje miały nastąpić w południe.

Reklama

Policja i sztaby kryzysowe zarządziły sprawdzenie niektórych potencjalnych celów. W Katowicach ewakuowano dwa szpitale, w Koszalinie opróżniono z pracowników prokuraturę i sąd, ewakuowano również prokuraturę w Krakowie, Gliwicach i Jeleniej Górze. Wyprowadzono 300 osób z Prokuratury Generalnej w Warszawie. Także niektóre szpitale w stolicy otrzymały maile z groźbami. Ostrzeżenia dotarły również do szpitali i instytucji państwowych m.in. w Szczecinie, Ostrołęce, Sosnowcu.

Szpital Bródnowski w Warszawie wstrzymał przyjęcia pacjentów, służby wyprowadziły na zewnątrz personel szpitalny i osoby znajdujące się w poradniach. Ani tu, ani w żadnym innym stołecznym szpitalu nie zdecydowano się na ewakuację chorych leżących na oddziałach.

Alarm okazał się nieprawdziwy, za to kara, jaka czeka bombera, będzie jak najbardziej prawdziwa. Portal tvn24.pl ustalił, że pod mailami zawierającymi groźby podpisała się grupa "Anonimo". - Wygląda to tak, jakby masowe wysyłanie maili było protestem przeciwko działaniom policji, a także wprowadzeniu zaostrzonych przepisów pozwalających ścigać sprawców fałszywych zawiadomień o podłożeniu bomb - mówi w rozmowie z serwisem jeden z policjantów zajmujących się sprawą. Maile, które dotarły do szpital i prokuratur, prawdopodobnie zostały wysłane z zagranicznych serwerów.

Jak poinformował w TVN24 inspektor Mariusz Sokołowski z Komendy Głównej Policji, zajmują się już policjanci do walki z cyberprzestępczością, zaangażowano również policjantów z Centralnego Biura Śledczego.

Za sprowadzenie zagrożenia dla zdrowia i życia wielu osób grozi osiem lat więzienia. Jeśli w grę wejdzie zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci, osobnik taki będzie odpowiadał jak za zabójstwo. Kwalifikacja prawna tego czynu zależy od prokuratorów.

Osoba, która zaalarmowała służby o podłożonych ładunkach, będzie musiała również pokryć koszty akcji policji i służb ratowniczych. Koszt sprawdzenia tylko jednego obiektu to kilkadziesiąt tysięcy złotych.