Ranna kobieta jest w szpitalu, na szczęście jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Przyznaje, że z chwili wypadku pamięta niewiele - nagle usłyszała za sobą samochód, potem nastąpił huk. - Widziałam kierowcę - nawet do mnie nie podszedł. Wychodził i wsiadał do samochodu, ktoś go trzymał - opowiada w rozmowie z TVN24. Dodaje, że gdy się ocknęła, usłyszała głosy ludzi. Mówili, że gdyby nie stojący na drodze słup, już by jej nie było.

Reklama

Kierowcą okazał się 66-letni duchowny, który prowadził auto pod wpływem alkoholu. Mężczyzna od razu stracił prawo jazdy, nie został jednak zatrzymany. Policjanci twierdzą bowiem, że nie było takiej potrzeby - ksiądz okazał dokumenty, współpracował z funkcjonariuszami.

Jeszcze dziś może usłyszeć zarzut spowodowania wypadku w stanie nietrzeźwości. Grozić może za to do 12 lat więzienia.